Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.siatkowka-a-milosc.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

Epilog.


9 lat później: Lipiec 2020 roku...

-Podsumowując byliśmy świadkami niesamowitego wydarzenia. Reprezentacja Polski pokonując w finale Rosję po raz pierwszy w historii zdobyła złoty medal w rozgrywkach Ligi Światowej. Sukces tym lepiej smakuje, ponieważ sięgnęliśmy po niego tutaj na własnej ziemi w Wiśle Arena w Krakowie. Łukasz myślisz, że po tym sukcesie możemy spodziewać dobrego wyniku na Igrzyskach Olimpijskich?
-Myślę, że tak. Tegoroczny skład naszej drużyny to głównie bardzo doświadczenia gracze wspomagani przez kilku młodych zawodników. Nie zapominajmy, że dla takich graczy jak Bartman czy Kurek są to już na pewno ostatnie Igrzyska. Wielu z naszych zawodników było na poprzednich i dobrze pamiętają, że dwukrotnie otarli się o medal zajmując 4 miejsce zarówno w Londynie jak i w Rio de Janeiro. Nie da się ukryć, że wielu z moich reprezentacyjnych kolegów w tym sezonie poczuło swoją drugą młodość. Jeżeli Rosjanie nie wyeliminują błędów przez, które przegrali ten finał a kadra Bułgarii nie opanuje konfliktu wewnątrz drużyny to będziemy głównymi kandydatami do złota. Musimy tylko pamiętać, że oprócz tych drużyn jeszcze minimum 3 również mogą złapać szczyt formy na tę imprezę. To Serbia, Brazylia i Kuba. Na razie jednak cieszymy się z tego sukcesu, bo jest z czego- uśmiechnął się do Oli, która wraz z nim zajmowała stanowisko komentatorskie.
-Przypomnijmy jeszcze raz naszych złotych medalistów: Fabian Drzyzga, Mateusz Kowalski, Bartosz Kurek, Adrian Wolecki, Mateusz Mika, Michał Sarnecki, Piotr Nowakowski, Łukasz Wiśniewski, Szymon Brzeziński, Zbigniew Bartman, Daniel Kurowski, Paweł Zatorski oraz nasi rezerwowi, Tomasz Głód i Arkadiusz Szafran. Trenerzy, którzy poprowadzili nas do złota to debiutująca w tym sezonie para Radosław Panas i Sebastian Świderski. Tymi miłymi wiadomościami z hali Wisła Arena żegnają się z państwem Aleksandra Wlazły.
-… i Łukasz Kadziewicz.
Oboje ściągnęli słuchawki i mogli rozprostować nogi, były to wykańczające, ale szczęśliwe trzy godziny. Każdy chciał być świadkiem takiego sukcesu i tej euforii jaka wybuchła na trybunach po końcowym gwizdku. Teraz i oni mogli pogratulować osobiście zwycięzcą. Gdy tylko zamieszanie zaczęło maleć oboje zaczęli szukać swoich drugich połówek. Sara stała oparta o barierkę i spoglądała na boisko, gdzie spora grupka dzieci siatkarzy bawiła się pozostałymi piłkami.
-Kochanie, a co ty taka zamyślona?- Łukasz podszedł do niej o tyłu i wtulił się w jej plecy.
-Tak się zastanawiam, ile z tych dzieciaków ma siatkarską przyszłość- wplotła swoje palce w jego dłonie, które znajdowały się na jej pasie.
-Dam sobie rękę uciąć, że to spora grupa. Popatrz tylko na małego Wlazłego taki szczupaczek jak tatuś, jeszcze ze 3,4 lata i będzie fruwał na boisku jak on-uśmiechnął się pod nosem.- A Krzyś gdzie?- rozglądnął się, ale nigdzie nie dostrzegł sześciolatka.
-Jula wzięła go do szatni, wiesz jak zobaczył tylko Zbyszka to zaraz za, nim poleciał. Tak mi się wydaje, że ona nie poszła tam tylko z tego powodu. Chyba jej ten Kurowski w oko wpadł. Jak zobaczyła, że Zibi chce wziąć Krzysia do szatni to ona poszła z nimi.
-Nastolatki, kto, by pomyślał, że ten czas tak szybko leci ani się obejrzymy a trzeba będzie wesele wyprawiać- zażartował.
-Chyba jeszcze nie tak prędko, ona ma dopiero 13 lat. Tak w ogóle to, gdzie zgubiłeś Olkę?- Spytała, a zaraz sama od siebie dodała- Jak mogłam zapomnieć, przecież Mariusz to już pewnie wokół niej nadskakuje, ta dziewczyna to ma życie. Tyle lat a oni nadal tacy w sobie zakochani. Dobrze, że jednak ta LŚ się już skończyłam dość miałam biadolenia Wlazłego, że Olka zacznie rodzić w trakcie meczu.
-Tatuś mam autografy i koszulke Tomka- podbiegł do nich Krzyś, wręczył Łukaszowi plik zapisanych karteczek i reprezentacyjną koszulkę Głoda.
-A siostrę, gdzie zgubiłeś?- spytał, gdy nigdzie nie dostrzegł córki.
-Julka powiedziala ze zostanie z nimi i pojdzie pod prysnic, a mi nie pozwolila- na te słowa oboje roześmiali się w głos.
-Chyba będę musiała z nią pogadać- zachichotała Sara.
-A ja porozmawiam z Bartmanem, coś mi mówi, że to kolejny jego żart.
-Co tak się śmiejecie?- państwo Wlazły dołączyli do nich.
-Jula bierze prysznic z naszymi chłopakami- Sara ciągle nie mogła opanować śmiechu.
-Mam nadzieję, że nasza córka będzie bardziej rozsądna- zaczął Mariusz gładząc Olkę po sporym brzuchu.
-Julia jest rozsądna, tylko czasami ma dziwne pomysły- stwierdził w jej obronie Łukasz.
-To po tatusiu- orzekła zgodnie cała trójka.
-A Lena z Winiarem gdzie?- szukał ich wzrokiem Szampon.- Porobiłbym, im parę fotek.
-Poszli na boczne boisko pograć z Izą i Kacprem.
-Czemu mnie to nie dziwi, tylko patrzeć, kiedy nasze bliźniaki wybiegną na siatkarskie parkiety.
-Tak tutaj jestem pewna, że oni mają zapewnioną karierę, geny po rodzicach odezwą się w tej sprawie. To co idziemy do nich?- spytała Ola.
Wszyscy ruszyli do bocznej hali, gdzie Lena była w drużynie z Kacprem a Michał z Izą i odbijali sobie piłkę. Czteroletnie bliźniaki śmiały się przy każdym podbiciu piłki przez swoich rodziców. Później zostawili rodzeństwo same a Mikołaj, Krzyś oraz Julka, która do nich dołączyła teraz w kółeczku podrzucała sobie piłkę. Szóstka przyjaciół usiadła na ławeczce i patrzyła na nich.
-Jak tam Oleńka widzę, że jeszcze nie rodzisz. To Mariusz chyba jest niepocieszony- zażartował Michał, a na te słowa Wlazły zgromił go wzrokiem.
-Jak widzisz jeszcze nie- Ola nic sobie nie robiła z dogryzań przyjaciela.
-Ty się tak nie nabijaj, zobaczymy jak postaracie się o kolejne dziecko- dociął mu Wlazły.
-O nie mi już wystarczy- zaprotestowała Lena. -Nawet nie wiecie, ile jest przy bliźniakach pracy to nie, to co jedno dziecko lub kilka w odstępach czasowych.
-Ale kochanie pomyśl, przydałby się nam jeszcze jeden taki skarb- zaczął Michał przybliżając się do pani Winiarskiej.
-Widzę, że jemu ciągle mało- Sara z uśmiechem pokręciła głową.
-Oj Sara zwyczajnie zazdrościsz, że za jednym zamachem mamy dwójkę. Powiedz sama też byś tak chciała-Winiar puścił do niej oczko.
-Mi moja dwójka w zupełności wystarczy, a wy róbcie co chcecie. Możecie nawet całą drużynę siatkarską skompletować- droczyła się z, nim.
-Słyszysz kochanie mamy błogosławieństwo, możemy zacząć od razu- Michał kontynuował nakłanianie Leny na kolejne dziecko.
Reszta, gdy zobaczyła przerażoną minę Leny i zdeterminowaną twarz Winiara roześmiała się tak, że zwróciła uwagę swoich pociech, które teraz goniły się wokół boiska.



Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki, marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie? Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście. Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, czarodziejki- byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie. Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają. Większość ludzi zamienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trudno całkowicie zrezygnować z bajek, bo prawie każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia otworzy oczy i to wszystko stanie się prawdą.

KONIEC.


  Duża różnica czasowa tym epilogu, ale tak jest oryginalniej. Mam nadzieję, że się nie pogubiłyście w tych wszystkich imionach. Napisałam to, co chciałam, by kiedyś się wydarzyło, niekoniecznie aż po takim czasie, ale to takie moje marzenie..
Całość opowiadania do pobrania na Chomiku.<klik>


Przyszło się nam żegnać. Przynajmniej z niektórymi z Was. Część pozostanie ze mną na Niepoukładanych marzeniach, części już nigdy nigdzie nie spotkam. Kilka z was prosiło bym jeszcze nie kończyła. Muszę was zmartwić tak jak widzicie, materiał na to opowiadanie uważam za wyczerpany. Napisałam wszystko, co chciałam, a nawet chyba więcej. Jak polubiłyście mój styl to znajdziecie mnie, gdzie indziej. Taka jest kolej rzeczy, coś się zaczyna, coś się kończy. To opowiadanie wryło mi się w serce. Każdy z Was miał swoją ulubioną parę. Ja starałam się nikogo nie faworyzować, ale wątki robiły to za mnie. Przez dłuższy okres czasu bardzo związałam się z Olą, dałam jej wiele moich cech. Potem była Sara, która przypominała moją starszą siostrę. A na końcu Lena z nią było mi najciężej. Wszystko przez to, że straciłam serce do Winiarskiego i nie potrafiłam odnaleźć się ponownie w tym wątku. Dałam radę, zostawiłam tu kawał serca, ale i od Was dostałam go wiele.

Sama nie wiem już, komu mam dziękować za to, że w pewne kwietniowe popołudnie nasłał mi pomysł na to opowiadanie, że zdecydowałam się podjąć tego wyzwania i dotrwałam do końca. Wiem, że na pewno muszę podziękować tym, które były ze mną na początku, bo poczułam wsparcie, potem wiele z nich znikło i pewnie tego wpisu nie przeczytają, ale, gdyby nie one, nie wiem czy dała bym radę. Moc podziękowań należy się tym, które zostały do końca, miło było czuć te presję, że czekacie, emocjonujecie się tym co wydarzy się w losach bohaterów.

Czytając wasze słowa pod ostatni rozdziałem, wielokrotnie miałam łzy w oczach. Naprawdę miło jest przeczytać, że tak wiele z Was lubiło to opowiadanie, że je zapamięta. Wy nigdy nie byłyście oczkiem w statystyce. Byłyście dla mnie jak siostry, jak przyjaciółki i koleżanki. Dzięki temu, że zaczęłam pisać poznałam wiele wspaniałych osób i, choć nie raz kontakt się urywał to do dziś wspominam te godziny spędzone na gadu i nasze rozmowy.
To opowiadanie, a także historie, które czytałam u Was pozwoliło mi odkryć w sobie drugie ja. Zobaczyłam, że gdzieś tam w środku mnie jest też ta wrażliwa strona, że potrafię zwyczajnie się rozczulić, czytając czyjeś przygody. Wcześniej miała tak tylko widząc krzywdę innych a tutaj proszę zalewałam się łzami, gdy u moich ulubionych bohaterów coś szło nie tak.



Sama nie wierzę, że to moje ostatnie słowa tutaj. Trzymacie się, ściskam Was mocno…