Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.siatkowka-a-milosc.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 40.


Sara wracała do domu, było kilka minut po 23. Autobus, którym zwykle zdarzało jej się wracać uciekł jej przed samym nosem. Zamiast poczekać na następny chciała zadzwonić po taksówkę, ale, kiedy wyjęła komórkę okazało się, że jest rozładowana. Żałowała, że samochód od kilku dni jest w warsztacie. Westchnęła i ruszyła wolnym krokiem do domu. Gdzie niegdzie mijały ją inne osoby, które pewnie tak jak ona wracały po pracy do domu. Stefańska była zmęczona, przekonała się, że prowadzenie własnej firmy wcale nie jest taką prostą sprawą. Lubiła to, co robi, ale, oprócz tego w tej pracy pojawiło się mnóstwo papierkowej roboty, z którą nie radziła sobie najlepiej. Była na siebie zła, że nie zatrudniła nikogo do pomocy w tych kwestiach i teraz sama musiała zmierzyć się ze wszystkim rozliczeniami, przelewami i przepisami. Cały ostatni tydzień wyglądał u niej tak samo. Przez dzień wraz ze współpracownicami przyjmowała klientki a wieczorami ślęczała nad stosami papierów. Do tego jeszcze Lena w najmniej odpowiednim momencie poleciała z Kubą do Londynu. Na szczęście opiekunka Julki była wyrozumiałą osobą i doskonale rozumiała sytuację Sary. Sama swego czasu prowadziła własną firmę i wiedziała, ile pracy trzeba w to włożyć szczególnie na początku. Zaproponowała, więc, że przez te kilka dni, kiedy Leny nie będzie zaopiekuje się Julą. Sara zbliżała się właśnie do skrzyżowania, na którym znajdował się ich dom, kiedy usłyszała z bocznej uliczki podniesione głosy. Gdy odwróciła głowę zobaczyła trzech mężczyzn, którzy zmierzali w tę sama stronę co ona. Na początku nie zwróciła na nich uwagi przyśpieszyła tylko lekko kroku.
-Hej lalunia, gdzie tak pędzisz?!- zawołał za nią jedne z nich. Głos dobiegł z bardzo bliskiej odległości, gdy odwróciła głowę zobaczyła, że dystans między nimi zdecydowanie się zmniejszył.
-Nie odpowiesz nam? Poczekaj na nas, odprowadzimy cię. Bardzo niebezpiecznie tak samej chodzić po nocy, jeszcze cię spotka coś złego- powiedział drugi z nich, a jego towarzysze wybuchneli szyderczym śmiechem.
Sara wystraszyła się nie na żarty i jak tylko mogła zaczęła iść szybciej. Niestety, nie wiele jej to pomogło, buty na platformach nie były jej sprzymierzeńcem w tej chwili. Mężczyźni przyspieszyli i w kilka sekund znaleźli się obok niej.
-Lala czemu nas ignorujesz? Nie podobamy ci się?!- najwyższy z nich zastąpił jej drogę, pozostali dwaj stanęli po jej bokach, czuła od nich mocny odór alkoholu.
-Nie umiesz mówić?!- odezwał się blondyn stojący po prawej, jednocześnie z całej siły chwytając ją za ramię.
Stefańska stała jak sparaliżowana, serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe. Zaczęła się rozglądać dookoła, ale nigdzie nie było żywej duszy.
-Kolega cię o coś spytał- oprych stojący na wprost niej złapał jej twarz i ścisnął policzki.- Odpowiadaj, co nie chcesz się z nami zabawić, chyba nie chcesz żebyśmy pokiereszowali tak piękną buźkę?!- jego uścisk stawał się coraz mocniejszy. Ten, który wcześniej wyglądał jakby go najmniej interesowało co się tutaj dzieje wyrwał jej torebkę i zaczął ją przeszukiwać, znalazł klucze od domu a w portfelu dowód, na którym odczytał adres.
-Mamy szczęście panowie ta lalunia mieszka tuż obok. Możemy się nieźle zabawić. No mów jest ktoś w domu? Tylko nie kłam, bo jak tak to pożałujesz- zagroził jej.
-Nie ma- wydukała.
-Żeby to była prawda, jeśli nie to, inaczej z tobą pogadamy.
Do domu zostało niecałe 200 metrów za 50 był zakręt a później już tylko prosta droga. Próbowała się wyrwać jednak była zbyt mocno trzymana przez dwóch z nich i traciła tylko siły z każdym kolejnym gwałtownym ruchem. Postanowiła zaryzykować i krzyknęła. Jej paniczny krzyk został szybko stłumiony przez rękę jednego z nich.
-Pogrywać ci się z nami zachciało!- ten, który przewodził odwrócił się do niej u uderzył ją z całej siły w twarz tak ze tylko jęknęła z bólu.

***

Bezsilność i strach oraz pogodzenie się z nieuniknionym jest najgorszą rzeczą jaka może nas spotkać, kiedy poddajemy się czekając na najgorsze co ma nadejść nie mogąc nic więcej zrobić.

***

Łukasz stał przy furtce pod domem Stefańskich. Bramka była zamknięta a na dzwonek nikt nie odpowiadał. Dzwonił od kilku minut licząc, że coś wskóra. Jednak w oknach domu nadal nie zapaliło się ani jedno światło. Był wściekły nie tylko na Sarę i Lenę, ale również na siebie, za to, że uniósł się, wtedy honorem i nie uratował tego związku. Wciąż nie mógł uwierzyć w te słowa, które usłyszał, że Julia jest jego córką. To było dla niego niepojęte jak można ukrywać taką wiadomość. Czy on naprawdę się dla niej nie liczył? Lena mówiła, że ciągle o, nim myśli to dlaczego tak postąpiła? Czemu sama mu o tym nie powiedziała? Jak mogła dokonać takiego wyboru? Nie rozumiał jej postępowania. Sam też nie wiedział do końca, po co teraz tutaj stoi. Czy po to, żeby zrobić jej awanturę, a może chciał usłyszeć słowa wyjaśnienia. Do dziś miał wrażenie, że nadal kocha Sarę teraz żywiło do niej również uczucie nienawiści i niezrozumienia. Ostatni raz bez przekonania nacisnął dzwonek a w tym samym czasie usłyszał gdzieś w oddali krzyk, jakby ktoś wołał pomocy. Po chwili wszystko jednak ucichło, był, więc przekonany, że mu się zdawało. Ruszył w stronę najbliższego postoju taksówek, nie chciał dzwonić po żadną, musiał najpierw ochłonąć. Kiedy zbliżył się do zakrętu jego oczom ukazała się scena, gdzie jeden z trójki facetów policzkuje przebywającą z, nim kobietę. Nie miał najmniejszego zamiaru się w to mieszać miał już dość własnych kłopotów. Mimo to coś kazało mu spojrzeć jeszcze raz w tamtym kierunku i zobaczył, że tą dziewczyną jest Sara, był o tym przekonany w 100 procentach. Ruszył rozwścieczony w tamtą stronę. Tamci, gdy go tylko zobaczyli stanęli w tym samym miejscu.
***

Ten ostatni raz spojrzę na ciebie, pomogę, uśmiechnę się i odejdę. Potem możesz zapomnieć masz na to moja zgodę.

***

-Piśnij słówko, a nie wyjdziesz z tego żywa- pogroził blondyn Sarze, gdy zobaczyli, że w ich stronę zbliża się jakiś mężczyzna. Sam wziął ją pod ramię tak by wyglądali, jak para.
Sara z każdym kolejnym krokiem rozpoznawała sylwetkę zbliżającego się mężczyzny. Łukasz podszedł do niech i dostrzegł w jej oczach błaganie. Domyślił się tym samym, że tutaj dzieje się coś niedobrego. Miał nadzieję, że jakoś udam m się z tego wybrnąć ratując przy tym Stefańską.
-Cześć Sara jak się masz?- udawał swobodnego, liczył, że troje bandziorów da się na to nabrać.
-Dobrze- jęknęła blondynka, gdy tylko poczuła wzmocniony uściska za swoim ramieniu.
-Nie znam twoich nowych znajomych, może mi ich przedstawisz?- kontynuował.
-Myślę, że nie pora teraz na to- stanowczo stwierdził jedne z nich.
-Tak a mi się wydaje inaczej- brnął dalej Łukasz.
-Spadaj koleś mamy ważniejsze sprawy do załatwienia- ten sam, który przetrzasnął torebkę nie wytrzymał i odepchnął Kadziewicza na bok.
Łukasz nie wiele myśląc odpłacił mu się tym samym. Sara korzystając z okazji próbowała wyrwać się blondynowi, niestety jego czujność nie została zburzona. Pozostałych dwóch rzuciło się na Łukasza, który okładał ich pięściami. Stefańska nareszcie uzyskała większą swobodę i uderzyła blondyna w czuły punkt, po czym rzuciła się na jednego z tych, którzy bili Kadziewicza. Miała na to za mało siły została jednym ciosem powalona na ziemię. Kadziu wyraźnie tracił siły, z nosa leciała mu krew, a wargę miał rozciętą w dwóch miejscach. Sara znów była w silnym uścisku blondyna, który doszedł do siebie. Łukasz stracił równowagę po kolejny ciosie i wylądował na kolanach. Wtedy najwyższy brunet zaczął kopać go po brzuchu. Za każdym razem, kiedy Kadziewicz usiłował się podnieść dostawał kolejnego kopniaka. Coraz mniej brakował, by finał tej bójki był tragiczny. Nagle z zakrętu nadjechał samochód. Oprychy, gdy tylko zorientowały się, że wóz zamiast przyśpieszać zaczął zwalniać zostawili poszkodowanych i rzucili się do ucieczki. Z samochodu wyskoczył Mariusz a zaraz za, nim Lena z Olką. Sara, za to podczołgała się do Łukasza i tuliła go w swoich ramionach z jej oczu spływały strumienie łez.
-Przepraszam, przepraszam za wszystko- głaskała go po zakrwawionej twarzy ich wzrok spotkał tylko jedne raz, nim Kadziu stracił kontakt z rzeczywistością.
-Karetka już jedzie- Mariusz z samochodu przyniósł koc, po czym przykrył leżącego nieprzytomnie przyjaciela, ściągnął również kurtkę i otulił nią starszą Stefańską.
Ola nerwowo spacerowała tam i z powrotem po chodniku Lena przysiadła na krawężniku nie mogła patrzeć do czego doprowadziła. Każde z nich chwilowo znalazło się w inny świecie, z którego wydobył ich dźwięk syren oznajmiających nadjeżdżająca karetkę.
Lekarze szybko zabrali Łukasza na nosze w trakcie wstępnych oględzin odzyskał na chwilę przytomność, ale nie zdążył nic powiedzieć. Sanitariusz powiadomił ich, że o ich wypadku będą musieli zawiadomić policję, a, jeżeli się zgodzą to rozmowy mogą być przeprowadzone bezpośrednio w szpitalu. Zapakowali się do toyoty Wlazłego i ruszyli za karetką. Nikt do siebie nie odezwał się ani jednym słowem, każdy był zestresowany tą sytuacją. Bali się co będzie dalej, nie tylko dlatego, że Kadziewicz poznał prawdę, ale przede wszystkim co będzie z jego zdrowiem.
Kiedy siedzieli już na korytarzu a pielęgniarka dała Sarze tabletki na uspokojenie Mariusz poprosił Lenę, by ta odwiozła Olkę do domu. Wiedział jak mocno jego żona przeżywa to, co się stało, bał się, że ten stres może zaszkodzić dziecku.
-Proszę cię jedźcie, my tutaj zostaniemy. Gdyby coś się działowo damy znać- przekonywał je.
-Mariusz, ale ja muszę jej powiedzieć- zaczęła Lena- powiedzieć, że on już wie.
-Zajmę się tym.
Wlazły wiedział, że Sara nie jest niczego świadoma. Obserwował ją , była wyraźnie zagubiona w całej tej sytuacji. Siedziała milcząca na krzesełku, wpatrując się w swoje dłonie, na których nadal znajdowała się zaschnięta krew Kadziewicza. Przytulił Olkę na pożegnanie i jeszcze raz obiecał, że zadzwoni zaraz, gdy tylko będzie coś wiadomo. Potem ruszył do dystrybutora z wodą i napełnił nią kubeczek. Usiadł obok Sary i zanurzając papierowy ręcznik w wodzie zaczął zmywać z jej dłoni krew. Sara patrzyła na niego wzrokiem pełnym niepokoju.
-Ja nie rozumiem- wydukała w jego kierunku blondynka.- Skąd on się tam wziął? Oni go tak pobili, ja się boję, tak bardzo się boję- znów zaczęła płakać.
Wlazły przygarnął ją do siebie i starał uspokoić głaszcząc ją delikatnie po plecach.
-Gdyby nie on to oni…. Boże, ja nawet nie chcę o tym myśleć- zdania budowane przez nią były chaotyczne, ale ich sens łatwo dało się wychwycić.
-Już dobrze wszystko będzie dobrze- szeptał Mariusz.- Nic mu nie będzie, wszystko się ułoży- pocieszał ją jak tylko mógł.
-Ty nie wiesz o wszystkim, on też nie wiedział. Czemu ja byłam tak głupia?! Czemu mu nie powiedziałam- dopiero w tej ciężkiej chwili dla niej zdała sobie sprawę, że zrobiła ogromny błąd nic nie mówiąc Łukaszowi o Juli.
-Sara ja wiem, co masz na myśli. Łukasz wiedział- zaczął spokojnie Mariusz, bał się, bowiem jej reakcji, kiedy dowie się, że poznali jej tajemnice.
-Niemożliwe nie możesz wiedzieć!- wyprostowała się, jak struna i bacznie zaczęła się mu przyglądać.
-Tylko się nie denerwuj Lena mu powiedziała, to dlatego on był niedaleko waszego domu, a mi my się tam znaleźliśmy- z każdym kolejnym słowem coraz większy smutek pojawił się na jej twarzy, nie miała już siły. Wydarzenia dzisiejszego dnia przytłoczyły ją ogromnym ciężarem.
Nie mogła w to uwierzyć, przypuszczała, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw, ale nie w takich okolicznościach. Do tego o wszystkim powiedziała mu Lena, to jednak nie zdziwiło ją aż tak bardzo. Przecież siostra była obecna przy Juli od samego początku i zawsze była przeciwna skrywaniu tego przed Kadziewiczem. Sara nie wiedziała też jak ma interpretować dzisiejsze zachowanie Łukasza w jej obronie. Przecież każdy postąpił, by podobnie. Bała się o niego, czy z tej bójki wyjdzie bez konsekwencji. Strach znajdował się w każdej komórce jej ciała, tam na Sali, bowiem leżał nie tylko ojciec jej dziecka, ale też mężczyzna, którego nadal skrycie kochała z całego serca.
-Przepraszam państwo z rodziny- zwrócił się do nich mężczyzna w białym kitlu.
-Tak- Sara zerwała się z miejsca stając naprzeciwko lekarza.
-Muszę państwu powiedzieć, że pacjent miał sporo szczęścia, badania nie wykazały żadnych uszkodzeń organów wewnętrznych, jest tylko mocno poturbowany i posiniaczony. Wiele zawdzięcza swojej sile i masie mięśniowej, inaczej mogło, by to się skończyć dużo gorzej. Dostał środki uspokajające i nasenne, tak wiec będzie spał przez minimum12 godzin. Nie ma sensu byście teraz tutaj siedzieli całą noc- Sara spojrzała na niego zrezygnowana.- Oczywiście, jeżeli będą państwo chcieli zostać to nie zabraniam. Prosił, by tylko o potwierdzenie danych osobowych pacjenta i poczekanie na policje, by złożyć wstępne zeznania.
Lekarz wskazał Sarze krzesło i usiadł obok niej, po czym wypytał o dane osobiste. Troszkę pomógł jej w tym Mariusz, ponieważ sama nie była w stanie podać aktualnego adresu Kadziewicza. W tym czasie dołączyli do nich policjanci.
- Aspirant Szymczak i Kwiatkowski mam rozumieć ze to pani jest ofiarą?- spytał oficjalnie jeden z nich.
-Tak- potwierdziła.
-A pan?- spojrzał na Wlazłego.
-Jestem przyjacielem tej pani, to my ich odstraszyliśmy- szybko wyjaśnił.
-Dobrze. Czy mogła, by nam pani opisać tych mężczyzn, ilu ich było, ich wygląd zewnętrzny , a także jak najwięcej szczegółów dotyczących ich stroju. Nasze patrole kręcą się po mieście może dzięki temu jeszcze gdzieś ich znajdziemy.
Sara starała się przypomnieć sobie ich wygląd. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ nie szczególnie zwracała na to uwagę, pamiętała, za to dokładnie wyraz ich twarzy i szydercze spojrzenia posyłanie w jej kierunku.
-Było ich trzech, dwóch brunetów i jedne blondyn. Blondyn był krótko ostrzyżony mojego wzrostu dość pokaźniej postury, miał na sobie zieloną kurtkę, która wyglądała jak wojskowa. Jedne z brunetów miał ponad metr dziewięćdziesiąt i flanelową koszulę w kratę, a drugi był ubrany w stonowane ciemne kolory. Wszyscy wyglądali na ok. trzydzieści parę lat- wyliczyła.
Aspirant Kwiatkowski wszystko skrupulatnie zapisał, po czym przez krótkofalówkę podał opis poszukiwanych, w tej właśnie chwili rozdzwonił się telefon Wlazłego.
-Przepraszam mogę odebrać?- zapytał.
-Tak proszę.
Mariusz oddalił się i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Ola mówiłem ci, że zadzwonię jak tylko będzie coś wiadomo-zrugał ją na powitanie.
-Przepraszam, ale ja nie mogę wysiedzieć w spokoju. Dalej nic nie wiesz?- westchnęła zawiedziona.
-Wiem, już ci mówię. Łukaszowi nic nie będzie, lekarz powiedział, że miał dużo szczęścia, teraz śpi. Naprawdę nie zamartwiaj się tak, ja tutaj jeszcze zostanę. Nie wiem czy Sara będzie chciała przy, nim posiedzieć, teraz składa zeznania. Słońce powiedz mi czy Lena z tobą została- zapytał, by upewnić się, że jego żona ma w kimś oparcie.
-Tak leży teraz na kanapie, jest załamana. Uważa, że to wszystko jest jej winą, chyba do niej nie dociera, że, gdyby nie Łukasz to mogło, by to dla Sary skończyć się tragicznie.
-Ona nie może się obwiniać, nawet nie chce myśleć co się dzieje teraz w jej głowie. Ja już będę kończył, zaopiekujcie się sobą nawzajem. Kocham cię.
-Ja ciebie też.- przytaknęła.
Wrócił do Sary, która właśnie żegnała się z mundurowymi.
-Idź do domu, nie ma sensu żebyś tutaj siedział, Ola nie powinna być teraz sama- poprosiła go.
-Ola jest z Leną nic jej nie będzie zostanę tutaj z tobą, nie chcę żebyś siedziała sama.
Tak oboje spędzili noc na szpitalnym korytarzu.

***

Każdy z nas marzy o tym, żeby, kiedy dorośnie jego wielka miłość z dziecinnych snów ubrana została w rzeczywiste barwy. Mali chłopcy śnią o ułożonej, pięknej żonie, która kumulować będzie w sobie nie tylko wszelkie cnoty, ale i niewyczerpane pokłady namiętności. Dziewczynki pragną męża inteligentnego, spokojnego i przystojnego. Szukają głowy domu a zarazem rycerza, który wyratuje je z każdej opresji. Gdy te marzenia przyjdzie nam skonfrontować z rzeczywistością często czujemy się tak jakbyśmy spadli z wysokiego konia. Gdy mija jednak pierwszy szok okazuje się, że tak naprawdę ta wymarzona połówka jabłka jest obok nas i tylko czeka aż wyciągniemy dłoń w jej kierunku.

***

Kiedy Michał przyjechał na poranny trening większość graczy z drużyny rozmawiała o imprezie Kurka, która odbyła się wczorajszego wieczora. Nie każdy był dziś w odpowiednim stanie do pracy, co poniektórych męczył kac inny byli zwyczajnie niewyspani. Winiar rozglądnął się po hali, ale nigdzie nie zobaczył ani Wlazłego ani Kadziewicza. Domyślił się, że pewnie przyjadą razem Wczoraj przemyślał sobie wszystko i postanowił pogodzić się z Mariuszem, ten przecież chciał dobrze, nie mógł mieć mu tego za złe. Przebrał się i zaczął rozgrzewkę. Zbliżała się godzina treningu a tej dwójki nadal nie było.
-Dać wam trzy dni wolnego to, jak zwykle później mam straty kadrowe- narzekał Nawrocki widząc, że brakuje mu dwóch zawodników.- Winiarski, gdzie Wlazły z Kadziewiczem?
-Nie wiem trenerze- odpowiedział jak najbardziej szczerze.
-Nie kryj ich tyko mów prawdę- nie wierzył mu.
-Kiedy mówię prawdę- stwierdził Michał poirytowany.- Nie było mnie w mieście przyjechałem dziś rano- tłumaczył, a w tej chwili na boisko wszedł Mariusz.
-No nareszcie, a, gdzie druga zguba? I dlaczego nie jesteś przebrany? Tylko mi nie mów, że nabawiłeś się jakiejś kontuzji- żachnął się Nawrocki. –No, gdzie ten Kadziewicz?
-Możemy na osobności?- Wlazły odciągnął go od reszty drużyny.
-O co chodzi?- widać było ze Jacek jest już mocno podenerwowany, że znów ktoś najprawdopodobniej wpadnie mu ze składu.
-Łukasz jest w szpitalu, został wczoraj pobity. Siedziałem przy, nim całą noc, proszę mnie zrozumieć.
Trener momentalnie zrobił się blady jak ściana, starał się być ostry dla zawodników, żeby nie weszli mu na głowę, ale był równocześnie człowiekiem, więc martwił się o nich.
-Ale nic mu nie jest?- pytał już spokojnie.
-Wyliże się, niech się trener nie martwi. Mogę opuścić dzisiejszy trening, nie spałem od wczoraj, jutro obiecuję, że będę w pełni sił- przekonywał Szampon.
-Tak oczywiście odpocznij, damy sobie bez ciebie radę.
-Dziękuję- Mariusz ruszył do wyjścia wyraźnie się ociągając. Był bardzo zmęczony, powieki same mu się zamykały. Michał spoglądał w jego kierunku nie wiedząc co się dzieje. Jego niepokój odrazy zauważył Nawrocki.
-Idź widzę, że ciebie też nie utrzymam dziś na boisku- machnął ręka z rezygnacja a Michał pobiegł za Mariuszem.
-Co się dzieje? Gdzie Kadziu?- zaczepił go, gdy ten wychodził już na parking.
-Jest w szpitalu, pobili go wczoraj. Tak w ogóle to od, kiedy ze mną znów gadasz?- pytał zdziwiony.
-Przestań, jak on się czuje? Mariusz spojrzał na niego srogo.- Dobra, przepraszam za swoje zachowanie. Powiesz mi wreszcie co się wydarzyło?
-Słuchaj, to jest temat na dłuższą rozmowę, ja jak się zaraz nie położę to padnę tak jak stoję. Jak chcesz to możesz tam jechać on leży na urazówce na Żeromskiego. Miał się obudzić niedługo, ja jak odeśpię to tam dojadę.
-Ok. widzę, że, ledwo się trzymasz, to ja do niego pojadę, zobaczymy się później. Nie wierzę, że on znów w coś się wpakował- pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Wiesz chyba zdziwisz się jeszcze bardziej, no, ale sam się już dowiedz wszystkiego- Mariusz wsiadł do wozu a Michał ruszył do szatni, by się przebrać.

  

Przesadziłam?
Tak coś mi się zdaje. Po wydarzeniach, które spotkały mojego brata ten pomysł wpadł mi do głowy nawet nie wiem, kiedy i za nic nie mogłam go z siebie wyrzucić. Trudno, jeżeli to wszystko wygląda za dramatycznie. Znacie mnie jakoś tak chyba lubię wszystko komplikować.
Muszę wam powiedzieć, że już nie długo się ze mną pomęczycie, bo rozdziałów będzie 46 i może epilog. Możecie zacząć odliczać.

Rozdział chciałam dedykować
Paulince dopiero po twoim ostatnim komentarzu dotarło do mnie, że zbliżam się do końca tego opowiadania i jakoś tak dziwne mi się zrobiło. Chciałam Was też poinformować, że powstał nowy blog jej autorstwa, gdzie głównym bohaterem jest Łukasz. Cieszę się z tego bardzo.
Witam również czytelniczki Mada i M fajnie, że ciągle pojawia się ktoś nowy, patrząc jeszcze na to, że starych czytelników z rozdziału na rozdział ubywa. Pewnie macie mnie już dość, nie dziwie się sama ze sobą też często nie mogę wytrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz