Dni mijały, nasi bohaterowie ani się
obejrzeli a wkroczyli w okres przedświąteczny. Nim to się jednak stało w
rodzinie Stefańskich nastąpiły ogromne zmiany. Odkąd Łukasz wyszedł ze szpitala
każdą wolną chwilę spędzał z Sarą i Julią. Wreszcie nie było większego sensu,
żeby ciągle do nich dojeżdżał i po propozycji Sary wprowadził się na
Limanowskiego. Wraz ze starszą Stefańską wiele rozmawiali wyjaśniając sobie
wszystko. Obiecali sobie, że już nigdy nie doprowadzą do tego, by miedzy nimi
pojawiły się jakieś większe nieporozumienia. Obecność Juli bardzo, im w tym pomogła.
Kadziu pokochał ją od samego początku, inaczej nie potrafił i już po kilku
dniach nie wyobrażał sobie bez niej życia. Tak samo jak bez jej mamy, uczucie
jakie między nimi na nowo budziło się do życia było dojrzałe i przemyślane.
Oboje nawzajem na każdym kroku obdarzali się czułościami starając się nadrobić
stracony czas. Kadziewicz czuł, że nie zmarnuje tej drugiej szansy którą dał mu
los, gdyby to zrobił popełnił, by karygodny błąd.
W trakcie zwolnienia lekarskiego odwiedził swoją mamę,
by przygotować ją na nowinę, że została babcią. Pani Jadwiga wiadomość tę
przyjęła ze spokojem była, bowiem przeciwieństwem Łukasza i z miejsca zaprosiła
ich do siebie na Wigilię. Sama była skłonna widzieć ich u siebie, choćby
następnego dnia, ale dobrze wiedziała, że to będzie niemożliwie, z utęsknieniem
wyczekiwała, więc świąt Bożego Narodzenia. Znała swojego syna i widziała to
cierpienie, gdy Stefańska go zostawiła, martwiła się o niego widząc jak nie
może znaleźć sobie miejsca, a inne kobiety w ogóle go nie interesują. Teraz,
gdy do siebie wrócili stał się znów tym radosnym otwartym Łukaszem, który
zawsze był jej skarbem. Pani Kadziewicz była nawet skłonna wybaczyć Sarze jej
postępowanie, to, że ukrywała ich wspólne dziecko. Łukasz ją o to gorąco prosił
i zrozumiała, że, jeżeli syn był w stanie zostawić te wydarzenia za sobą, ona
powinna zrobić to samo.
W czasie, gdy Łukasz z Sarą odkrywali swoją miłość na nowo Lena często wyjeżdżała do Warszawy. Wiedziała, że tych dwoje potrzebuje teraz czasu, by pobyć ze sobą sam na sam. Kuba był zachwycony takim obrotem sprawy i chciał nawet zaproponować jej wspólne zamieszkanie, czekał jednak na odpowiedni moment. A jak się czuła sama Stefańska? Ciągle była zagubiona w swoich uczuciach, rozpatrywała za i przeciw, nie wiedząc co tak naprawdę jej dla niej najważniejsze. Wmawiała sobie, że to co jest za nią już się nie liczy, że Michał nic dla niej nie znaczy. Wszystko to oczywiście było kłamstwem, ale ona wolała okłamywać samą siebie. Michał był teraz z Sylwią, ona z Jakubem i tak miało już pozostać.
Sam Winiarski zachowywał się podobnie tkwił w związku i oszukiwał się, że to Sylwia jest kobieta jego życia. Zauważył, że ucieka w siatkówkę, byle tylko nie spędzać z Szarmach za dużo czasu, gdyż w takich chwilach nadchodziły wątpliwości. Kochał ją, ale była to inna miłość niż tą którą kiedyś obdarzył Lenę. Kiedy widział jak Sylwia się w niego wpatruje po prostu nie mógł jej powiedzieć, że to już koniec, bo sam tego do końca nie chciał. Zebrał się w sobie i postanowił przeczekać, pamiętał, bowiem takie okresy w ich związku, kiedy byli szczęśliwi liczył na to, że one wrócą.
U Wlazłych przedświąteczna gorączką mieszała się z oczekiwaniem na ich nienarodzonego synka. Oboje odpinali ostatnie szczegóły, kupowali różne drobiazgi umilając sobie każda wolną chwilę.
W czasie, gdy Łukasz z Sarą odkrywali swoją miłość na nowo Lena często wyjeżdżała do Warszawy. Wiedziała, że tych dwoje potrzebuje teraz czasu, by pobyć ze sobą sam na sam. Kuba był zachwycony takim obrotem sprawy i chciał nawet zaproponować jej wspólne zamieszkanie, czekał jednak na odpowiedni moment. A jak się czuła sama Stefańska? Ciągle była zagubiona w swoich uczuciach, rozpatrywała za i przeciw, nie wiedząc co tak naprawdę jej dla niej najważniejsze. Wmawiała sobie, że to co jest za nią już się nie liczy, że Michał nic dla niej nie znaczy. Wszystko to oczywiście było kłamstwem, ale ona wolała okłamywać samą siebie. Michał był teraz z Sylwią, ona z Jakubem i tak miało już pozostać.
Sam Winiarski zachowywał się podobnie tkwił w związku i oszukiwał się, że to Sylwia jest kobieta jego życia. Zauważył, że ucieka w siatkówkę, byle tylko nie spędzać z Szarmach za dużo czasu, gdyż w takich chwilach nadchodziły wątpliwości. Kochał ją, ale była to inna miłość niż tą którą kiedyś obdarzył Lenę. Kiedy widział jak Sylwia się w niego wpatruje po prostu nie mógł jej powiedzieć, że to już koniec, bo sam tego do końca nie chciał. Zebrał się w sobie i postanowił przeczekać, pamiętał, bowiem takie okresy w ich związku, kiedy byli szczęśliwi liczył na to, że one wrócą.
U Wlazłych przedświąteczna gorączką mieszała się z oczekiwaniem na ich nienarodzonego synka. Oboje odpinali ostatnie szczegóły, kupowali różne drobiazgi umilając sobie każda wolną chwilę.
***
Czasami jest tak, że brakuje nam czegoś, ale sami nie wiemy czego. w
poszukiwaniu pożądanego elementu, gubimy bezpowrotnie malutkie chwile, które
spajając się w całość tworzyły, by jeden wielki ogrom szczęścia. Niektórzy
potrafią te chwile połączyć, inni nadal zmagają się tylko z maleńkim
fragmentami, które są namiastką szczęśliwego życia.
***
-Lena chciałbym cię o coś zapytać?- Kuba spojrzał na
nią z nad pliku fotografii, które porządkował. Ona ochoczo mu w tym pomagała.-
Co byś powiedziała na to żebyśmy na święta pojechali do moich rodziców do
Lublina?
Blondynkę to pytanie zaskoczyło. Nie miała jeszcze okazji poznać państwa Majewskich. Do tego święta to dość oficjalny termin, bała się tego co mogło, by się tam wydarzyć. Nie wiedziała czy była, by na to gotowa.
-Kubuś, ale ja obiecałam, że pojadę z Sarą i Łukaszem do jego mamy. Wiesz ona nas wcześniej zaprosiła, nie wypada jej tak teraz odmawiać- zaczęła się nerwowo tłumaczyć co nie spodobało się brunetowi.
-Ja rozumiem, ale przecież mamie Łukasza chyba zależy na poznaniu swojej wnuczki, ty byś mogła tam pojechać, kiedy indziej- kombinował.
-Wiesz co ,wielkie dzięki za coś takiego! Ja też bym chciała poznać babcię mojej siostrzenicy, jakbyś nie wiedział! Obiecałam, że z nimi pojadę i słowa dotrzymam. Przepraszam, ale twoich rodziców odwiedzę w innym terminie!- zezłościła się, że stawia ją przed takim wyborem.
-Widzę, że obca kobieta jest dla ciebie ważniejsza niż moi rodzice. Świetnie, tego się po tobie nie spodziewałem!- wstał od stołu i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-Przestań! Jak chciałeś mnie zaprosić to mogłeś, to robić wcześniej, a nie dwa dni przed Wigilią. Nie obwiniaj mnie o coś czego nie zrobiłam. Trzeba było najpierw pomyśleć!- rzuciła stosem ułożonych już zdjęć, które rozsypały się po całej powierzchni blatu.
-Myślałem, że jak Sara będzie z Łukaszem to wreszcie odetniesz od niej tę pępowinę i będziemy mogli częściej być razem, ale widzę, że dalej jest jak było!- Kubę denerwowało to, że Lena, mimo iż była samodzielna często decyzje wiązane ze swoim życiem łączyła również z życiem Sary.
-To moja siostra, po za nią nikogo innego nie mam czego się spodziewałeś!? Myślałam, że zauważyłeś, że niemal wprowadziłam się do ciebie w ostatnim czasie, czego ty ode mnie jeszcze oczekujesz?!- Lena już nie wiedziała, o co mu teraz chodzi.
-Ok. dobra widzę, że i tak nie dojdziemy do porozumienia w tej chwili. Nie chcę się z tobą kłócić przed świętami- spasował. – Przepraszam po prostu, inaczej to sobie wyobrażałem- podszedł do niej i przytulił.
Lena miała ochotę mu odpyskować i zapytać się, jak to sobie wyobrażał, ale odpuściła. Stała w jego ramionach czując do niego tylko żal i złość a, gdzie była miłość, no gdzie?
Blondynkę to pytanie zaskoczyło. Nie miała jeszcze okazji poznać państwa Majewskich. Do tego święta to dość oficjalny termin, bała się tego co mogło, by się tam wydarzyć. Nie wiedziała czy była, by na to gotowa.
-Kubuś, ale ja obiecałam, że pojadę z Sarą i Łukaszem do jego mamy. Wiesz ona nas wcześniej zaprosiła, nie wypada jej tak teraz odmawiać- zaczęła się nerwowo tłumaczyć co nie spodobało się brunetowi.
-Ja rozumiem, ale przecież mamie Łukasza chyba zależy na poznaniu swojej wnuczki, ty byś mogła tam pojechać, kiedy indziej- kombinował.
-Wiesz co ,wielkie dzięki za coś takiego! Ja też bym chciała poznać babcię mojej siostrzenicy, jakbyś nie wiedział! Obiecałam, że z nimi pojadę i słowa dotrzymam. Przepraszam, ale twoich rodziców odwiedzę w innym terminie!- zezłościła się, że stawia ją przed takim wyborem.
-Widzę, że obca kobieta jest dla ciebie ważniejsza niż moi rodzice. Świetnie, tego się po tobie nie spodziewałem!- wstał od stołu i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-Przestań! Jak chciałeś mnie zaprosić to mogłeś, to robić wcześniej, a nie dwa dni przed Wigilią. Nie obwiniaj mnie o coś czego nie zrobiłam. Trzeba było najpierw pomyśleć!- rzuciła stosem ułożonych już zdjęć, które rozsypały się po całej powierzchni blatu.
-Myślałem, że jak Sara będzie z Łukaszem to wreszcie odetniesz od niej tę pępowinę i będziemy mogli częściej być razem, ale widzę, że dalej jest jak było!- Kubę denerwowało to, że Lena, mimo iż była samodzielna często decyzje wiązane ze swoim życiem łączyła również z życiem Sary.
-To moja siostra, po za nią nikogo innego nie mam czego się spodziewałeś!? Myślałam, że zauważyłeś, że niemal wprowadziłam się do ciebie w ostatnim czasie, czego ty ode mnie jeszcze oczekujesz?!- Lena już nie wiedziała, o co mu teraz chodzi.
-Ok. dobra widzę, że i tak nie dojdziemy do porozumienia w tej chwili. Nie chcę się z tobą kłócić przed świętami- spasował. – Przepraszam po prostu, inaczej to sobie wyobrażałem- podszedł do niej i przytulił.
Lena miała ochotę mu odpyskować i zapytać się, jak to sobie wyobrażał, ale odpuściła. Stała w jego ramionach czując do niego tylko żal i złość a, gdzie była miłość, no gdzie?
***
Bo wszystko to, iluzją jest a prawdziwa magia i zdarza się raz na milion…
***
Wigilia…
Wysiadali z samochodu po niewielkim domkiem na obrzeżach Dobrego Miasta. Sara była tutaj raz i teraz denerwowała się jeszcze bardziej niż, kiedy odwiedzała to miejsce po raz pierwszy. Łukasz uprzedził ją, że jego mama wie o wszystkim nie ma czego obwiać się z jej strony. Jednak niepokoju i tak nie udało jej się w sobie zgasić. Julia, za to była zachwycona nie tylko tym, że jedzie w nowe miejsce, ale, że pozna swoją babcie jak jej wcześniej powiedzieli. Podobał jej się też śnieg, który nie miał nawet najmniejszej ochoty topnieć tak jak w Anglii i, gdyby tylko mogła cały dzień spędziła, by na dworze. Trzylatka zgodziła się wejść do środka tylko po złożeniu obietnicy, że jutro z samego rana odbędzie się bitwa na śnieżki Dziś przecież przyjdzie Mikołaj, który zostawi prezenty, Julia uważała się na najszczęśliwsze dziecko na ziemi, dziś Mikołaj, jutro jej trzecie urodziny moc prezentów i zabawy. Stała teraz grzecznie przed dębowymi drzwiami cichutko nucąc „Jingle bells”. Wigilia w tym roku w rodzinie Kadziewiczów miała być skromna, została, bowiem zaproszona tylko siostra Łukasza Ewelina z mężem i Stefańskie. Drzwi otworzyła, im pani Jadwiga i z zapałem zapraszała do środka nie odrywając oczu od swojej wnuczki. Wpatrywała się w nią jak w obrazek, a kiedy dziewczyna słodko powiedziała „ Dobly wieczol babciu” z jej oczu spłynęła łza szczęścia i uściskała ją z całych sił.
-O nic się nie martw, nie mam co ciebie żalu- pani Jadwiga szepnęła Sarze na ucho, gdy dostrzegła zdenerwowanie na jej twarzy.
-Ja tak bardzo przepraszam- odparła Sara.
-Nie mówmy już o tym, ważne jest to co jest teraz, prawda kochanie?- starsza Stefańska kiwnęła głową, a Łukasz, który słyszał tę krótką wymianę zdań najpierw ucałował mamę później Sarę a na końcu Julkę, która, gdy tylko zauważyła tę czułość domagała się tego samego.
-A ty musisz być Lena? Łukasz miał rację, że obie jesteście śliczne- przywitała się również z nią.- No wchodźcie nie stójcie tak w progu, Ewelinka i Marcin już są. Wprowadziła ich do salonu a sama zniknęła na chwilę w kuchni. Stół był już przygotowany i zastawiony różnymi potrawami w rogu stała choinka pod którą znajdowało się sporo prezentów.
-Plezenty!!- Jula ruszyła od razu w tamtą stronę.
-Córcia po kolacji, teraz może idź wypatruj pierwszej gwiazdki- Kadziu zawrócił dziewczynkę, która z niezadowoloną miną stanęła przy drzwiach balkonowych.
-Phh.. córcia, dobre sobie- prychnęła Ewelina.
-O co ci chodzi?- Łukasz się wkurzył. Mama obiecała mu, że uprzedzi siostrę, ale jak widać ta nie przyjęła tej wiadomość zbyt entuzjastycznie.
-Jeszcze się pytasz, paranoja jakaś, to jest. Skąd ty w ogóle masz pewność, że to jest twoje dziecko?- Ewelina nie miała w zwyczaju ukrywać tego co myśli na dany temat, tak, więc i tym razem nic jej nie powstrzymało.
Sarę nie dziwiła taka reakcja, Lena zaś zajęła się w tym momencie Julią, by ta nie zwracała uwagi na tę niemiłą wymianę zdań.
-Ja się do twojego życia nie wtrącam, z łaski swojej ty do mojego też może byś się nie wtrącała!- z Kadziewicza złość zaczynała kipieć, zaciskał pięści i starał się nie wybuchnąć.
-Wiem, że źle zrobiłam..- Sara zaczęła się tłumaczyć.
-Kochanie przestań ona i tak już cię osadziła, nie mam, więc sensu żebyś się przed nią tłumaczyła. Najważniejsze, że ja wiem wszystko i cię kocham- Łukasz zobaczył zakłopotanie u Sary i od razu się opanował, nie chciał sprawić, by była powodem kłótni właśnie w taki dzień jak dziś.
-Ewelina on ma rację- wtrącił się w to wszystko Marcin.- Do tego to twój brat, jeżeli chce być z Sara i ją kocha to nic ci do tego- uspokajał żonę- Widać na pierwszy rzut oka, że Julia to wykapany Łukasz dziwę się tobie, że masz jakieś „ale” przecież znasz go jak mało, kto.
Ewelina widząc, że ma przeciw sobie całą rodzinę odpuściła. Wiedziała, że wcale nie będzie jej łatwo zaakceptować nową sytuację.
-Juz jest!- Jula wskazywała paluszkiem na niebo, gdzie właśnie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
-No to leć po babcię i zaczynamy- Sara zachęciła ją a córeczka pobiegła do kuchni po chwili wróciła trzymając panią Jadwigę za rękę.
-Usiądźmy na chwile- pani Kadziewicz wskazała puste krzesła.
-Ja chce kolo taty i kolo babci tez!- tak, więc po żądaniu Juli została posadzona na krześle obok Łukasza, ale i tak większość Wigilii przesiedziała na kolanach babci Jadzi. Pod koniec kolacji swoim zachowaniem zaczęła nawet przekonywać od siebie sceptycznie nastawioną ciocię Ewelinę.
Wysiadali z samochodu po niewielkim domkiem na obrzeżach Dobrego Miasta. Sara była tutaj raz i teraz denerwowała się jeszcze bardziej niż, kiedy odwiedzała to miejsce po raz pierwszy. Łukasz uprzedził ją, że jego mama wie o wszystkim nie ma czego obwiać się z jej strony. Jednak niepokoju i tak nie udało jej się w sobie zgasić. Julia, za to była zachwycona nie tylko tym, że jedzie w nowe miejsce, ale, że pozna swoją babcie jak jej wcześniej powiedzieli. Podobał jej się też śnieg, który nie miał nawet najmniejszej ochoty topnieć tak jak w Anglii i, gdyby tylko mogła cały dzień spędziła, by na dworze. Trzylatka zgodziła się wejść do środka tylko po złożeniu obietnicy, że jutro z samego rana odbędzie się bitwa na śnieżki Dziś przecież przyjdzie Mikołaj, który zostawi prezenty, Julia uważała się na najszczęśliwsze dziecko na ziemi, dziś Mikołaj, jutro jej trzecie urodziny moc prezentów i zabawy. Stała teraz grzecznie przed dębowymi drzwiami cichutko nucąc „Jingle bells”. Wigilia w tym roku w rodzinie Kadziewiczów miała być skromna, została, bowiem zaproszona tylko siostra Łukasza Ewelina z mężem i Stefańskie. Drzwi otworzyła, im pani Jadwiga i z zapałem zapraszała do środka nie odrywając oczu od swojej wnuczki. Wpatrywała się w nią jak w obrazek, a kiedy dziewczyna słodko powiedziała „ Dobly wieczol babciu” z jej oczu spłynęła łza szczęścia i uściskała ją z całych sił.
-O nic się nie martw, nie mam co ciebie żalu- pani Jadwiga szepnęła Sarze na ucho, gdy dostrzegła zdenerwowanie na jej twarzy.
-Ja tak bardzo przepraszam- odparła Sara.
-Nie mówmy już o tym, ważne jest to co jest teraz, prawda kochanie?- starsza Stefańska kiwnęła głową, a Łukasz, który słyszał tę krótką wymianę zdań najpierw ucałował mamę później Sarę a na końcu Julkę, która, gdy tylko zauważyła tę czułość domagała się tego samego.
-A ty musisz być Lena? Łukasz miał rację, że obie jesteście śliczne- przywitała się również z nią.- No wchodźcie nie stójcie tak w progu, Ewelinka i Marcin już są. Wprowadziła ich do salonu a sama zniknęła na chwilę w kuchni. Stół był już przygotowany i zastawiony różnymi potrawami w rogu stała choinka pod którą znajdowało się sporo prezentów.
-Plezenty!!- Jula ruszyła od razu w tamtą stronę.
-Córcia po kolacji, teraz może idź wypatruj pierwszej gwiazdki- Kadziu zawrócił dziewczynkę, która z niezadowoloną miną stanęła przy drzwiach balkonowych.
-Phh.. córcia, dobre sobie- prychnęła Ewelina.
-O co ci chodzi?- Łukasz się wkurzył. Mama obiecała mu, że uprzedzi siostrę, ale jak widać ta nie przyjęła tej wiadomość zbyt entuzjastycznie.
-Jeszcze się pytasz, paranoja jakaś, to jest. Skąd ty w ogóle masz pewność, że to jest twoje dziecko?- Ewelina nie miała w zwyczaju ukrywać tego co myśli na dany temat, tak, więc i tym razem nic jej nie powstrzymało.
Sarę nie dziwiła taka reakcja, Lena zaś zajęła się w tym momencie Julią, by ta nie zwracała uwagi na tę niemiłą wymianę zdań.
-Ja się do twojego życia nie wtrącam, z łaski swojej ty do mojego też może byś się nie wtrącała!- z Kadziewicza złość zaczynała kipieć, zaciskał pięści i starał się nie wybuchnąć.
-Wiem, że źle zrobiłam..- Sara zaczęła się tłumaczyć.
-Kochanie przestań ona i tak już cię osadziła, nie mam, więc sensu żebyś się przed nią tłumaczyła. Najważniejsze, że ja wiem wszystko i cię kocham- Łukasz zobaczył zakłopotanie u Sary i od razu się opanował, nie chciał sprawić, by była powodem kłótni właśnie w taki dzień jak dziś.
-Ewelina on ma rację- wtrącił się w to wszystko Marcin.- Do tego to twój brat, jeżeli chce być z Sara i ją kocha to nic ci do tego- uspokajał żonę- Widać na pierwszy rzut oka, że Julia to wykapany Łukasz dziwę się tobie, że masz jakieś „ale” przecież znasz go jak mało, kto.
Ewelina widząc, że ma przeciw sobie całą rodzinę odpuściła. Wiedziała, że wcale nie będzie jej łatwo zaakceptować nową sytuację.
-Juz jest!- Jula wskazywała paluszkiem na niebo, gdzie właśnie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
-No to leć po babcię i zaczynamy- Sara zachęciła ją a córeczka pobiegła do kuchni po chwili wróciła trzymając panią Jadwigę za rękę.
-Usiądźmy na chwile- pani Kadziewicz wskazała puste krzesła.
-Ja chce kolo taty i kolo babci tez!- tak, więc po żądaniu Juli została posadzona na krześle obok Łukasza, ale i tak większość Wigilii przesiedziała na kolanach babci Jadzi. Pod koniec kolacji swoim zachowaniem zaczęła nawet przekonywać od siebie sceptycznie nastawioną ciocię Ewelinę.
***
Gdy dwie osoby się kochają nie ważna jest ani odległość ani różnica wieku. Gdy dwie osoby chcą być razem, to jedyne, co jest ważne, to miłość pomiędzy nimi. Nie znajduj nikogo innego, tylko po to , żeby zapomnieć o tym, kogo kochasz. Nie zrywaj z tym, kogo kochasz tylko dlatego , że ktoś ma coś przeciwko temu. W jakichkolwiek okolicznościach się znajdziecie nie przestawajcie się kochać. Jeśli kochasz, to powiedz ! Nie ważna jest odpowiedź ...
***
- Jak dobrze, że te kilka dni spędzimy w Wieluniu z
rodzicami- Ola siedziała w swoim dawnym pokoju w rodzinnym domu. –Wiesz zaczęłam
się nawet przyzwyczajać do tego, że nic nie musze robić. Obie mamy we wszystkim
mnie wyręczają, już nawet nie wiem, która bardziej, moja czy twoja a Iwona
jeszcze swoje dokłada- roześmiał się przypominając sobie, że wszyscy wokół niej
ostatnio nadskakują na każde skinienie.
-Właśnie widzę jak ci dobrze, rozpieszczają cię jak tylko mogą. Coś mi mówi, że potem to wszystko spadnie na moje biedne barki, przecież ja sobie nie poradzę sam- żartował Mariusz.
-Chyba aż tak źle nie będzie, ale miło tak czasami. Tak w ogóle to moglibyśmy już zacząć, bo jesteśmy głodni- jak na zawołanie usłyszeli z dołu nawoływanie pani Joli.
-Mówisz masz- oboje zeszli na parter, gdzie zgromadziła się już cała rodzina zarówno Oli jak i Mariusza.
-Uwielbiam takie święta- zachwycała się Olka.- Kompletnie nie rozumiem Michała, żeby w taki czas jechać na Sardynię- pokręciła głową.
- Widzisz Winiar to się ostatnio pogubił, już sam nie wie, co robić ze sobą z Sylwią i z ich związkiem. Pojechał tam, żeby poszukać tego uczucia, którym obdarzył ją na początku- wytłumaczył Szampon.
-No już jesteście wszyscy, to, co najpierw życzenia, zaraz, gdzie ja mam ten opłatek- mama Oli wybiegła go kuchni w poszukiwaniu zaginionego opłatka. Olka przysiadła na krześle, jej stan w ostatnim czasie nie pozwalał na zbyt wiele ruchu, więc, nim mama wróci postanowiła odpocząć.- Mam. Chodźcie wszyscy tutaj do mnie- rodzina zaczęła gromadzić się przy choince, a Ola wyraźnie zaczęła się ociągać.
-Już wstaję, poczekajcie chwilę- powoli podniosła się z krzesła, po czym usiadła ponownie.
-Oleńka co się dzieje?- Mariusz pobiegł do niej jak wystrzelony z procy.
-Chyba się zaczęło- Ola uśmiechnęła się stremowana, a na jej słowa w domu państwa Latek wybuchła kontrolowana panika. Oczywiście najbardziej przydatne był w tym momencie kobiety, które się nią szybciutko zajęły. Przeprowadziły na kanapę a nogi ułożył na pufie i kazały spokojnie oddychać.
-Wszystko będzie dobrze, zaraz cię zawieziemy do szpitala, nie denerwuj się- powtarzała w kółko jej mama.
-Mamo mi się wydaje, że to ty bardziej się denerwujesz. Gdzie Mariusz?- młoda pani Wlazły zauważyła, że nigdzie go nie ma.
-Poszedł po twoje rzeczy zaraz tutaj będzie- wytłumaczyła jej Iwona.
-Przepraszam, za to, nie ma to, jak oryginalna Wigilia w moim wykonaniu.
-Oleńko nie przepraszaj, widać, że u Wlazłych to rodzinne. Ja zaczęłam rodzić Mariusza w kolejce po schab, tak jakby nie mógł poczekać 10 minut dłużej, przede mną w kolejce było tylko jeszcze dwie osoby- wspominała pani Małgorzata.
-Już jestem możemy jechać- Mario zameldował się na dole.
-Iwonka, Sławek jedźcie z nimi i dajcie znać jak będzie po wszystkim- zażądały obie przyszłe babcie a dziadkowie tylko przytaknęli. – Coś mi mówi, że za rok, nie będziemy mieć tylko Wigilii, ale również pierwsze urodziny wnuka.
Na porodówce okazało się, że nie tylko mały Wlazły spowodował dziś taką niespodziankę swoim rodzicom, ale i 5 innych kobiet czekało na rozwiązanie.
-Państwo Wlazły, widzę, że poród rodzinny, siostro proszę zaprowadzić do Sali nr 2- lekarz przeglądnął kartę i skierował ich w wyznaczone miejsce.
Olę podpięli do aparatury, która badała wszystkie czynności życiowe jej i dziecka wraz z Mariuszem czekali aż skurcze będą tak częste, by mogła zacząć rodzić. Po niecałych dwóch godzinach oczekiwania na świecie pojawił się mały Mikołaj Wlazły. Tak jak przypuszczała Ola, kiedy tylko go zobaczyli wiedzieli, że będzie nosił właśnie taki imię. Mariuszowi udało się trafić kolor oczu tak jak obiecał Oli, syn odziedziczył po niej piękny zielony kolor tęczówek. Była to nietypowa Wigilia i taka którą zapamiętają do końca życia.
-Właśnie widzę jak ci dobrze, rozpieszczają cię jak tylko mogą. Coś mi mówi, że potem to wszystko spadnie na moje biedne barki, przecież ja sobie nie poradzę sam- żartował Mariusz.
-Chyba aż tak źle nie będzie, ale miło tak czasami. Tak w ogóle to moglibyśmy już zacząć, bo jesteśmy głodni- jak na zawołanie usłyszeli z dołu nawoływanie pani Joli.
-Mówisz masz- oboje zeszli na parter, gdzie zgromadziła się już cała rodzina zarówno Oli jak i Mariusza.
-Uwielbiam takie święta- zachwycała się Olka.- Kompletnie nie rozumiem Michała, żeby w taki czas jechać na Sardynię- pokręciła głową.
- Widzisz Winiar to się ostatnio pogubił, już sam nie wie, co robić ze sobą z Sylwią i z ich związkiem. Pojechał tam, żeby poszukać tego uczucia, którym obdarzył ją na początku- wytłumaczył Szampon.
-No już jesteście wszyscy, to, co najpierw życzenia, zaraz, gdzie ja mam ten opłatek- mama Oli wybiegła go kuchni w poszukiwaniu zaginionego opłatka. Olka przysiadła na krześle, jej stan w ostatnim czasie nie pozwalał na zbyt wiele ruchu, więc, nim mama wróci postanowiła odpocząć.- Mam. Chodźcie wszyscy tutaj do mnie- rodzina zaczęła gromadzić się przy choince, a Ola wyraźnie zaczęła się ociągać.
-Już wstaję, poczekajcie chwilę- powoli podniosła się z krzesła, po czym usiadła ponownie.
-Oleńka co się dzieje?- Mariusz pobiegł do niej jak wystrzelony z procy.
-Chyba się zaczęło- Ola uśmiechnęła się stremowana, a na jej słowa w domu państwa Latek wybuchła kontrolowana panika. Oczywiście najbardziej przydatne był w tym momencie kobiety, które się nią szybciutko zajęły. Przeprowadziły na kanapę a nogi ułożył na pufie i kazały spokojnie oddychać.
-Wszystko będzie dobrze, zaraz cię zawieziemy do szpitala, nie denerwuj się- powtarzała w kółko jej mama.
-Mamo mi się wydaje, że to ty bardziej się denerwujesz. Gdzie Mariusz?- młoda pani Wlazły zauważyła, że nigdzie go nie ma.
-Poszedł po twoje rzeczy zaraz tutaj będzie- wytłumaczyła jej Iwona.
-Przepraszam, za to, nie ma to, jak oryginalna Wigilia w moim wykonaniu.
-Oleńko nie przepraszaj, widać, że u Wlazłych to rodzinne. Ja zaczęłam rodzić Mariusza w kolejce po schab, tak jakby nie mógł poczekać 10 minut dłużej, przede mną w kolejce było tylko jeszcze dwie osoby- wspominała pani Małgorzata.
-Już jestem możemy jechać- Mario zameldował się na dole.
-Iwonka, Sławek jedźcie z nimi i dajcie znać jak będzie po wszystkim- zażądały obie przyszłe babcie a dziadkowie tylko przytaknęli. – Coś mi mówi, że za rok, nie będziemy mieć tylko Wigilii, ale również pierwsze urodziny wnuka.
Na porodówce okazało się, że nie tylko mały Wlazły spowodował dziś taką niespodziankę swoim rodzicom, ale i 5 innych kobiet czekało na rozwiązanie.
-Państwo Wlazły, widzę, że poród rodzinny, siostro proszę zaprowadzić do Sali nr 2- lekarz przeglądnął kartę i skierował ich w wyznaczone miejsce.
Olę podpięli do aparatury, która badała wszystkie czynności życiowe jej i dziecka wraz z Mariuszem czekali aż skurcze będą tak częste, by mogła zacząć rodzić. Po niecałych dwóch godzinach oczekiwania na świecie pojawił się mały Mikołaj Wlazły. Tak jak przypuszczała Ola, kiedy tylko go zobaczyli wiedzieli, że będzie nosił właśnie taki imię. Mariuszowi udało się trafić kolor oczu tak jak obiecał Oli, syn odziedziczył po niej piękny zielony kolor tęczówek. Była to nietypowa Wigilia i taka którą zapamiętają do końca życia.
***
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz.
One przyjdą same.
***
Wigilia w rodzinnym domu Kadziewicza skończyła się
dość wcześnie. Julię ok. 23 zmorzył sen a Ewelina z Marcinem udali się jeszcze
go jego rodziców, którzy mieszkali w Kostyniu.
Lena wraz z Sarą pomogły pani Jadzi sprzątnąć ze stołu a resztę potraw schowały do lodówki będą jak znalazł na jutrzejszy obiad. Mama Łukasza zachwycała się Julią, jaka to ona mądra i śliczna. Jak każda babcia była wniebowzięta spędzając z nią każdą minutę. Sara dyskretnie dała Lenie znak, by ta zostawiła jej same, Kadziu siedział przy małej, czuwając nad tym, by się nie wystraszyła, gdy się obudzi w obcym dla siebie miejscu co czasami jej się zdarzało.
-Nie wiem jak mam pani dziękować, za tak ciepłe przyjęcie- Sara chwyciła panią Jadwigę za ręce i mocno je ścisnęła.- Musze powiedzieć, że, gdybym tylko mogła cofnąć czas postąpiła bym, inaczej.
-Kochana każdy z nas popełnia w życiu błędy. Najważniejsze, by po pierwsze umieć się do nich przyznać, a po drugie, by wiedzieć, że zrobiło się źle. Ty dobrze o tym wiesz i nie mam nawet zamiaru cię potępiać, za to co zrobiłaś. Ważne, że teraz między tobą a moim synem jest wszystko dobrze. Widzę, że kochacie się i to jest takie piękne, że miłość może przezwyciężyć wszystko- przytuliła ją do siebie.
Sarze było potrzebne takie zrozumienie, szczerze wyznanie i pociesznie. Właśnie teraz poczuła się w pełni zaakceptowana.
-Proszę cię Ewelinką się nie przejmuj, ona czasami jest jeszcze gorsza niż Łukasz. Aż mi się wierzyć nie chce, że moje dzieci odziedziczyły charakter po moim zmarłym mężu. No cóż widać te geny są dominujące. Widzę, że i wnuczka ma zadatki na najprawdziwszą Kadziewiczównę- obie roześmiały się, bo wiedziały co pani Jadzia ma namyśli.
-Ocho widzę, że już mama zyskała sobie sprzymierzeńca- Łukasz stanął w drzwiach.- Będę musiał wam jednak przerwać to miłe spotkanie chciałbym Sarę porwać na krótki spacer.
-Ale o tej porze? A co z Julą? Przy niej ktoś musi jeszcze posiedzieć- Sara była zaskoczona, że o tej porze Kadziu chce ją wyciągnąć na dwór.
-Lena przy niej posiedzi, mogę się założyć, że jak się zmęczy to mama ją zastąpi. Już widzę jak się do tego pali. Nie zajmie nam to długo, nie daj się porosić- namawiał ją.
-Idźcie dzieci, ja się tutaj wszystkim zajmę- pani Jadzia prawie wypchnęła Stefańską z kuchni i już wręczała jej płaszcz.
Na dworze prószył drobny śnieg, wszystko było pogrążone w magicznym srebrzystym mroku. Szli trzymając się za ręce niewiele do siebie mówiąc, wystarczało, im to, że ukochana osoba znajdowała się u boku. Doszli do parku, gdzie wśród lśniących niewielkich latarni znajdował się niewielki staw skuty teraz cienkim lodem.
-Pamiętam to miejsce. Byliśmy tutaj, kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy do Dobrego. Wtedy byłą wiosna wszystko się zieleniło, a teraz wszędzie jest tak biało. Pewnie mnie zaraz wyśmiejesz, ale powiem, że czuje się, jak w jakiejś bajcie- stała naprzeciwko Łukasza i gładziła jego policzek.- Boże, tak bardzo cię kocham, nawet nie wiesz jak bardzo- westchnęła.- Powiesz mi dlaczego tutaj przyszliśmy?
-Pamiętasz jak opowiadałem ci, że mam w tym mieście pełno miejsc, które kojarzą mi się z różnymi rzeczami? Ten park też, tutaj każdy chodził na pierwsze randki, uciekał na wagary, ale z tym stawem nie mam żadnego wspomnienia i chciałbym to zmienić- Łukasz uklęknął przed nia i spojrzał prosto w oczy.
-Wiem, że pewnie jest na to za wcześnie i nie wiem czy będziesz chciała, jeżeli nie to ja poczekam- sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął śliwkowe pudełeczko i otworzył je. –Saro czy spełnisz ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- zapytał cały czas intensywnie się jej przyglądając. Ona zamiast odpowiedzieć rzuciła mu się w ramiona namiętnie go całując. Po czym spojrzała na niego.
-Czy to oznaczało tak- dopytywał Kadziewicz, choć dobrze wiedział, że tak jest, chciał jednak to usłyszeć.
-Tak, wyjdę za ciebie, choćby jutro- odpowiedziała i znów go pocałowała. Gdy oboje już wstali Kadziu dla formalności wsunął na jej palec piękny pierścionek z malutkimi diamencikami.
-Wariacie skąd wiedziałeś? To kosztowało majątek- Sara przyglądała się swojej dłoni, na której znajdował się dowód ich zaręczyn.
-Lena mi pomogła, a pieniądze się nie liczą, oddał bym każdy grosz byś tylko była ze mną na zawsze. Ty i Julia, bo jesteście dla mnie najważniejsze na świecie.
Stali jeszcze chwilę spoglądając na coraz gęściej padający śnieg, po czym ruszyli powoli w stronę domu.
Lena wraz z Sarą pomogły pani Jadzi sprzątnąć ze stołu a resztę potraw schowały do lodówki będą jak znalazł na jutrzejszy obiad. Mama Łukasza zachwycała się Julią, jaka to ona mądra i śliczna. Jak każda babcia była wniebowzięta spędzając z nią każdą minutę. Sara dyskretnie dała Lenie znak, by ta zostawiła jej same, Kadziu siedział przy małej, czuwając nad tym, by się nie wystraszyła, gdy się obudzi w obcym dla siebie miejscu co czasami jej się zdarzało.
-Nie wiem jak mam pani dziękować, za tak ciepłe przyjęcie- Sara chwyciła panią Jadwigę za ręce i mocno je ścisnęła.- Musze powiedzieć, że, gdybym tylko mogła cofnąć czas postąpiła bym, inaczej.
-Kochana każdy z nas popełnia w życiu błędy. Najważniejsze, by po pierwsze umieć się do nich przyznać, a po drugie, by wiedzieć, że zrobiło się źle. Ty dobrze o tym wiesz i nie mam nawet zamiaru cię potępiać, za to co zrobiłaś. Ważne, że teraz między tobą a moim synem jest wszystko dobrze. Widzę, że kochacie się i to jest takie piękne, że miłość może przezwyciężyć wszystko- przytuliła ją do siebie.
Sarze było potrzebne takie zrozumienie, szczerze wyznanie i pociesznie. Właśnie teraz poczuła się w pełni zaakceptowana.
-Proszę cię Ewelinką się nie przejmuj, ona czasami jest jeszcze gorsza niż Łukasz. Aż mi się wierzyć nie chce, że moje dzieci odziedziczyły charakter po moim zmarłym mężu. No cóż widać te geny są dominujące. Widzę, że i wnuczka ma zadatki na najprawdziwszą Kadziewiczównę- obie roześmiały się, bo wiedziały co pani Jadzia ma namyśli.
-Ocho widzę, że już mama zyskała sobie sprzymierzeńca- Łukasz stanął w drzwiach.- Będę musiał wam jednak przerwać to miłe spotkanie chciałbym Sarę porwać na krótki spacer.
-Ale o tej porze? A co z Julą? Przy niej ktoś musi jeszcze posiedzieć- Sara była zaskoczona, że o tej porze Kadziu chce ją wyciągnąć na dwór.
-Lena przy niej posiedzi, mogę się założyć, że jak się zmęczy to mama ją zastąpi. Już widzę jak się do tego pali. Nie zajmie nam to długo, nie daj się porosić- namawiał ją.
-Idźcie dzieci, ja się tutaj wszystkim zajmę- pani Jadzia prawie wypchnęła Stefańską z kuchni i już wręczała jej płaszcz.
Na dworze prószył drobny śnieg, wszystko było pogrążone w magicznym srebrzystym mroku. Szli trzymając się za ręce niewiele do siebie mówiąc, wystarczało, im to, że ukochana osoba znajdowała się u boku. Doszli do parku, gdzie wśród lśniących niewielkich latarni znajdował się niewielki staw skuty teraz cienkim lodem.
-Pamiętam to miejsce. Byliśmy tutaj, kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy do Dobrego. Wtedy byłą wiosna wszystko się zieleniło, a teraz wszędzie jest tak biało. Pewnie mnie zaraz wyśmiejesz, ale powiem, że czuje się, jak w jakiejś bajcie- stała naprzeciwko Łukasza i gładziła jego policzek.- Boże, tak bardzo cię kocham, nawet nie wiesz jak bardzo- westchnęła.- Powiesz mi dlaczego tutaj przyszliśmy?
-Pamiętasz jak opowiadałem ci, że mam w tym mieście pełno miejsc, które kojarzą mi się z różnymi rzeczami? Ten park też, tutaj każdy chodził na pierwsze randki, uciekał na wagary, ale z tym stawem nie mam żadnego wspomnienia i chciałbym to zmienić- Łukasz uklęknął przed nia i spojrzał prosto w oczy.
-Wiem, że pewnie jest na to za wcześnie i nie wiem czy będziesz chciała, jeżeli nie to ja poczekam- sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął śliwkowe pudełeczko i otworzył je. –Saro czy spełnisz ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- zapytał cały czas intensywnie się jej przyglądając. Ona zamiast odpowiedzieć rzuciła mu się w ramiona namiętnie go całując. Po czym spojrzała na niego.
-Czy to oznaczało tak- dopytywał Kadziewicz, choć dobrze wiedział, że tak jest, chciał jednak to usłyszeć.
-Tak, wyjdę za ciebie, choćby jutro- odpowiedziała i znów go pocałowała. Gdy oboje już wstali Kadziu dla formalności wsunął na jej palec piękny pierścionek z malutkimi diamencikami.
-Wariacie skąd wiedziałeś? To kosztowało majątek- Sara przyglądała się swojej dłoni, na której znajdował się dowód ich zaręczyn.
-Lena mi pomogła, a pieniądze się nie liczą, oddał bym każdy grosz byś tylko była ze mną na zawsze. Ty i Julia, bo jesteście dla mnie najważniejsze na świecie.
Stali jeszcze chwilę spoglądając na coraz gęściej padający śnieg, po czym ruszyli powoli w stronę domu.
***
Już nie żałuje tego co było
i nie mam obaw o to co będzie,
bo dzięki Tobie czuję, że mogę
być w życiu kimkolwiek zechcę.
Tak nienaturalnie,
tak nieoficjalnie,
tak nieobliczalnie
- kocham Cię -
juz nieodwołalnie.
Świat idealny nigdy nie istniał.
Są tylko piękne, ulotne chwile.
Ja w swojej chwili mam tylko Ciebie.
To dzięki temu wiem po co żyję.
i nie mam obaw o to co będzie,
bo dzięki Tobie czuję, że mogę
być w życiu kimkolwiek zechcę.
Tak nienaturalnie,
tak nieoficjalnie,
tak nieobliczalnie
- kocham Cię -
juz nieodwołalnie.
Świat idealny nigdy nie istniał.
Są tylko piękne, ulotne chwile.
Ja w swojej chwili mam tylko Ciebie.
To dzięki temu wiem po co żyję.
(Sumptuastic - "Kocham Cię już nieodwołalnie")
Muszę Wam powiedzieć, że jest to
jeden z moich ulubionych rozdziałów. Chyba każda z Was domyśla się czemu tak
jest. Doczekałyście się wreszcie tego co miało nastąpić u Wlazłych, a ja sobie
napisałam to, co zawsze chciałam napisać o Łukaszu.
Nie ma Winiara w tym rozdziale, nie będę Was oszukiwać, ale w ostatnim czasie Misiek działa mi strasznie na nerwy i zwyczajnie omijam go szerokim łukiem. Widzę, że jego postępowanie Was denerwuje. No cóż Winiar zachowuje się teraz tak głównie przeze mnie, po prostu zwyczajnie o takim Michale dobrze mi się piszę.
Chcę przywitać dwie nowe czytelniczki Mikę i monis93, podziwiam, że chciało się Wam nadrabiać te rozdziały. Dedykacja dziś dla wszystkich tych, które są ze mną zarówno czytelniczek, które się ujawniają jak i tych, które czytają w milczeniu.
Nie ma Winiara w tym rozdziale, nie będę Was oszukiwać, ale w ostatnim czasie Misiek działa mi strasznie na nerwy i zwyczajnie omijam go szerokim łukiem. Widzę, że jego postępowanie Was denerwuje. No cóż Winiar zachowuje się teraz tak głównie przeze mnie, po prostu zwyczajnie o takim Michale dobrze mi się piszę.
Chcę przywitać dwie nowe czytelniczki Mikę i monis93, podziwiam, że chciało się Wam nadrabiać te rozdziały. Dedykacja dziś dla wszystkich tych, które są ze mną zarówno czytelniczek, które się ujawniają jak i tych, które czytają w milczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz