Opowiadanie w pierwotnej wersji można znaleźć również na onecie pod adresem
www.siatkowka-a-milosc.blog.onet.pl
Jednak po tym jak onet się zaczął psuć przeniosłam je tutaj.

sobota, 21 lipca 2012

Rozdział 29.


Gdyby Mariusza ktoś spytał co wydarzyło się później niewiele miał, by do powiedzenia. On wymazał te wspomnienia z pamięci. Zostały po nich tylko przebłyski, reszta to były ogromne czarne plamy. Jednak on nigdy nie zapomniał jak się, wtedy czuł, rozpacz płynęła z każdej komórki jego ciała, to poczucie strachu i bezradności że nic nie jest w jego rękach. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zagubiony w tym chaosie, który zapanował wokół niego. Ten pisk, który usłyszał stał się najgorszym dźwiękiem w jego życiu. Oznajmiał iż ukochana osoba od niego odchodzi na zawsze, że już nigdy nie usłyszy jej głosu, nie zobaczy tych śmiejących się oczu i znajomych gestów. Dźwięk ten miał też drugie znaczenie, wzywał o pomoc i ratunek przyszedł. Mariusz nie był w stanie patrzeć na to, co się działo, ale Rafał widział wszystko dokładnie. Do sali zbiegli się lekarze i pielęgniarki, każde z nich wykonywało w tym momencie standardową procedurę. Każdy kolejny ruch był ważny, każda czynność, która została wykonana miała znaczenie. W ruch poszedł defibrylator, by serce znów zaczęło bić, by nie musiał odejść z tego świata człowiek, który miał przecież jeszcze całe życie przed sobą. Sprzętu wystarczyło użyć tylko raz, później na monitorze ukazały się znajome zygzaki. Serce powoli, ale równo zaczęło wystukiwać znajomy rytm, rytm życia.  

***
 
Jedno uderzenie, a tak wiele może zmienić, jedno ciche rytmiczne tada, a po, nim kolejne i kolejne. Miarowy spokojny dźwięk wydobywający się z twej piersi. Nawet nie wiesz, że ten rytm sprawia, iż moje serce zaczyna galopować szalone ze szczęścia.
 
***

-Idź już do domu, nie ma sensu żebyś tu siedział- Mariusz próbował nakłonić Rafała, by ten poszedł odpocząć.
-Jesteś pewien nie chciał bym Cię zostawiać samego- Wlazły nie był w najlepszej formie. Gdy stan Olki się ustabilizował, okazało się, że i on potrzebuje pomocy. Dostał środki uspokajające i zalecono mu odpoczynek. Nie chciał nawet o tym słyszeć. Siedział przy niej, nie wypuszczając jej reki ze swojego uścisku.
-Idź, nic mi nie będzie- oznajmił. Rafałowi nie pozostało nic tylko go posłuchać i tak na nic się tutaj teraz nie przyda.
 
Rankiem…

-Jak mogłeś!?- Iwona szarpnęła Mariuszem, który zasnął przy łóżku Olki.- Ty draniu, prawie ją zabiłeś! Wynoś się stąd, nie chcę Cię tu więcej widzieć!- pociągnęła go za bluzę i wywaliła z drzwi. On nie zareagował, stał za szybą i patrzył jak w oczach starszej siostry Oli zbierają się łzy.
Z letargu w jaki zapadł, gdy siedział pod drzwiami sali wyrwał go dźwięk telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, gdzie widniało: „Igła dzwoni”.
-Nie mogę teraz rozmawiać- rzucił i już miał się rozłączyć, kiedy Krzysiek wszedł mu w słowo.
-Stary ty oszalałeś, trener jest wściekły, gdzie ty się podziewasz?!
-W szpitalu…
-Coo! Stało się coś!?- no tak Krzysiek niewiele razy dawał swojemu rozmówcy dokończyć zdanie.
-Ola jest w szpitalu, nie wiem, co robić. Nie dam rady być na treningu, nie wiem, kiedy pojawię się w klubie.
-To coś poważnego?
-Tak, ale nie chcę o tym mówić.
-Ok. rozumiem, ale daj znać Piechockiemu. Wiesz te mecze, nie ukrywajmy on będzie wściekły- poradził mu,
-Zaraz do niego zadzwonię- Szampon nie był zachwycony z tego, że akurat teraz musi zajmować się takimi sprawami, ale Igła miał rację. To była jego praca, a on nie wywiązywał się z niej. Wybrał numer prezesa i przygotował się na ciężką rozmowę.
 
-Dzień dobry prezesie tu Mariusz.
-Gdzie ty jesteś?! Od samego rana huczy, że nie zjawiłeś się na treningu! Miałeś jakieś kłopoty, Daniel już mi po tym mówił, że dostałeś dwa dni wolnego, ale to chyba nie daje ci przyzwolenia na nie pojawienie się kolejny raz zajęciach?- Mariusz słuchał wiedział, że musi dać się wygadać Piechockiemu. Taką już prezes miał naturę, że musi wygarnąć wszystko, co mu leży na wątrobie.- Mam, więc nadzieje, że zaraz zjawisz się na hali i odbędziesz indywidualny trening. Jutro jedziemy do Częstochowy, dobrze wiesz jak jest, te mecze są bardzo ważne. Nie chcę słyszeć żadnego, ale.
-Ja nie mogę, jestem w szpitalu, moja przyjaciółka jest w ciężkim stanie, nie zostawię jej tutaj samej- wiedział, że nikt go nawet wołami nie wyciągnie ze szpitala.
-Przykro mi nie wiedziałem. A co jej jest?- dopytywał.
-Jest w śpiączce, czekam aż się obudzi.
-Mariusz zrozum mnie, jeżeli ona jest w śpiączce to i tak jej nie pomożesz. Bardzo bym cię prosił żebyś przyjechał. Poproszę Daniela, żeby nie wystawiał cię w 6, ale czasami na jedną akcję mógł byś wejść, to może być kluczowe- Wlazły nie spodziewał się takiej propozycji.
-Prezes oszalał, nigdzie się stad nie ruszę, chcę być przy niej jak się budzi.
-Wiem, że to wyjątkowa sytuacja, ale na pewno dadzą ci znać ze szpitala jak się obudzi. Przypominam Ci, że wiąże cie kontrakt, masz wytyczone obowiązki- wyliczył.
-To niech mnie pan zwolni!- krzyknął i rozłączył się. Nic teraz się nie liczyło, to, że zawiedzie kolegów z drużyny, kibiców. Teraz priorytetem była Ola.
 
Lekarze rano porozmawiali tylko z Iwoną, która nie dopuściła Szampona do tej rozmowy, twierdząc, że nie jest dla Oli rodziną. Mariusz jednak zaskarbił sobie już sympatię pielęgniarek na oddziale, a one zdradziły mu, że rokowania są dobre i Ola powinna się obudzić w ciągu 12 do 24 godzin. To mu poprawiło humor, ale nie na tyle, żeby mógł się uśmiechać. Musiał z kimś porozmawiać, o swojej decyzji i o tym że Ola leży w szpitalu. Wiedział, że Misiek na pewno go zrozumie.  

***
 
Gdy się wali cały dopiero zbudowany świat, sami nie możemy pojąć, że może rozsypać się też to, co budowaliśmy już od dawna. To, wtedy przestaje być ważne, ponieważ, najpierw zaczniemy odbudowywać to, co rozpadło się pierwsze. Nawet, jeżeli okaże się, że były to zamki z pisaku, na których osiadła miłość. 
 
*** 

  Michał właśnie jadł śniadanie u Stefańskich, teraz z Kadziem byli częstymi gośćmi w ich domu. Wszystko układało się, jak najlepiej mogło, miłość kwitła. W najlepsze planowali swój wyjazd do Polski, ustalili, że poproszą Igłę o wynajem jakiegoś mieszkania na czas ich pobytu, nie będą się przecież tłuc po hotelach. Chcieli poodwiedzać swoje rodziny wraz z wybrankami, a resztę czasu spędzić w Łodzi, bo tam mieli zjechać się wszyscy na zgrupowanie. Nagle rozdzwonił się telefon Miśka.
-Szampon dzwoni- roześmiał się Winiar, ponieważ przed chwilą o, nim rozmawiali.
-Hej co tam u Ciebie- rozradowany spytał Wlazłego.
-Możemy pogadać poważnie?- zapytał przyjaciela.
-Tak, czekaj chwilę- Michał wstał od stołu i usiadł na kanapie w salonie.
Łukasz spojrzał na dziewczyny, Sara wiedziała jak się mają sprawy u Mariusza. Nawet śmiała się z Kadzia, że tak długo trzymał język za zębami i nie wypaplał niczego. Lena też z samych opowiadań zdążyła polubić Mariusza i Olkę. Wlazłego kojarzyła ze spotkań reprezentacji, a Ola też wydawała się być sympatyczna. Nie mogła się już doczekać, kiedy spotkają się w szóstkę.
 
Po ok. 15 minutach wrócił Michał.
-Umarł ktoś?- zironizował nieświadomy niczego Kadziewicz, kiedy zobaczył jak blady po tej rozmowie jest Misiek.
-Może czasami pomyślał byś, zanim coś powiesz!- warknął na niego i usiadł przy stole.
-No sorry, mów, widzę, że coś się stało
-Ola próbowała się zabić.
-Co!!- Łukasz poderwał się tak gwałtownie, że stołem aż zatrzęsło, a krzesło przewróciło się do tyłu z hukiem.- Zabiję sukinsyna, zabiję!! Miał to załatwić, a nie doprowadzać dziewczynę do takiego stanu!
-Uspokój się!- Misiek również wstał i próbował zapanować na zdenerwowanym Kadziewiczem.- A tak w ogóle to skąd wiedziałeś, że ona coś do niego czuje, ja dowiedziałem się przed chwilą o tym.
-Domyśliłem się, jak ostatnio u nich byłem. Nie ma teraz czasu, żeby ci to wytłumaczyć. Co z nią?-, kiedy pierwszy szok mijał chciał dowiedzieć się szczegółów zaistniałej sytuacji.
-Na razie niewiele wiadomo, zażyła jakieś tabletki. Mariusz nie wie dlaczego to zrobiła. Dzień wcześniej się pogodzili.
-Polecę tam- Łukasz jak zwykle najpierw robił, potem myślał.
-Chcesz go jeszcze bardziej dobić, już ja cię znam- Michał próbował mu wybić ten pomysł z głowy.
-Przestań, chcę być na bieżąco, ty pewnie zrobił byś to samo, gdyby nie to, że masz mecze finałowe. Szampon chyba nie jest winny z tego co mówisz, nie rozumiem co jej wpadło do głowy? Zobaczę na miejscu co i jak. Jadę się spakować, a wy załatwcie jakiś bilet do Polski- zdążył już się ubrać i stał przy drzwiach.
-Poczekaj odwiozę cię- Sara wolała sama poprowadzić, ponieważ wzburzony Łukasz mógł spowodować jeszcze jakiś wypadek.
 
-Przepraszam, że tak to wyszło. Pewnie to teraz głupio wygląda, że jak jakiś wariat lecę, a Ciebie zostawiam tutaj samą- tłumaczył się.
-Przecież nie zostaję tutaj sama. Teraz to Mariusz potrzebuje wsparcia, to wasza przyjaciółka, nie dziwi mnie twoja decyzja. Misiek też, by pewnie rzucił wszystko w diabły i pojechał, gdyby mógł. Tylko proszę cię nie rób niczego głupiego.
-Postaram się, czuję się winny, wiedziałem o wszystkim od dawna. Może, gdybym powiedział wcześniej Szamponowi to wszystko było, by inaczej?
-Nie obwiniaj się o to ona się obudzi, wierzę w to. Oni też będą mogli być szczęśliwi. -A ty jak zwykle niepoprawna optymistka.
-Ktoś musi- uśmiechnęła się czule do niego.
Resztę drogi spędzili na rozmowie o tym, że Łukasz zostanie już w Polsce do ich przyjazdu. Sam nie wiedział, ile będzie trwał pobyt Oli w szpitalu i nie było sensu latać tam i powrotem. Obiecał wszystko przygotować na ich przyjazd. Lot miał zarezerwowany na popołudnie. Najpierw razem z Michałem odwieźli dziewczyny do agencji, gdzie miały odbyć rozmowę z Roberto na temat ich urlopu, a później Misiek odwiózł go na lotnisko.  

***
 
Prawdziwi przyjaciele potrafią rzucić wszystko, gdy nam się coś nie układa, gdy potrzebujemy pomocy. Zostawiają swoje własne życie i nawet, jeżeli są na drugim końcu świata, zrobią wszystko, by jak najszybciej znaleźć się obok nas. Na tym polega prawdziwa przyjaźń.
 
***

 -Cześć Roberto, mamy sprawę- obie weszły do gabinetu.
-No co tam zmajstrowałyście?- spojrzał na siostry Stefańskie. Sara jak zwykle była pewna siebie, Lena zaś zachowywała dystans. Mimo tego, że była główną modelką jego pracowni, nigdy tak naprawdę do niej nie dotarł w stu procentach. Nie przeszkadzało mu to w pracy, ale denerwowało go to, że nie może jej rozgryźć.
-Chciałybyśmy trzy tygodnie, może miesiąc urlopu. Teraz i tak jest martwy okres, dopiero pod koniec czerwca zaczną się ważniejsze pokazy. Myślę, że Sonia, by sobie poradziła i na ten czas objęła moje stanowisko- przedstawiła swój pomysł Sara.
-A ja już mam za sobą wszystkie pokazy z bieżącej kolekcji, zostały tylko te niewielkie i tak często na nich sprawdzasz nowe modelki. Wiem, że ci, wtedy pomagam, ale może ten raz byś obie poradził beze mnie?- dokończyła Lena.
-Widzę, że przygotowałyście się na tę rozmowę- Roberto nie był zdziwiony, Sara zawsze była konkretna i, kiedy chciała coś osiągnąć zazwyczaj jej się to udawało. Teraz jeszcze pokierowała Leną, więc wszystko miał dopięte na ostatni guzik.
-Więc jak będzie?- naciskała go starsza Stefańska, wiedziała, że im szybciej wymusi na, nim decyzje tym lepiej. Nie będzie, wtedy wyszukiwał różnych argumentów za i przeciw.
-Niech stracę, na trzy tygodnie mogę się zgodzić. Miesiąc też wchodzi w rachubę, ale tylko, jeżeli nic się nie wydarzy w tym czasie- zgodził się. Ostatnio był w dobrym humorze, a na ten nastrój miała wpływ pewna urocza Francuzka, którą niedawno poznał.
-Dzięki muszę ci powiedzieć, że nie spodziewałam się, że tak szybko się zgodzisz.
-Uznajmy, że robię to po starej dobrej znajomości- puścił do nich oczko, kiedy wychodziły.
-No proszę, a to ci niespodzianka- zażartowała Sara.- Nastawiłam się na bój, a on tak się zgodził bez niczego.
-Mnie tez to zdziwiło, ale chyba nie będziemy się teraz na tym zastanawiać. Możemy zacząć przygotowywać się do wyjazdu. Wiesz cieszę się, ale robi mi się smutno, kiedy pomyśle co tam się wydarzyło z Olą.
-Oj nie zamartwiaj się , jak tam przyjedziemy na pewno ją poznamy. Wszystko będzie dobrze.
 
***
 
Pragniemy szczęścia nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Bo czy można być tak okrutnym i odbierać szczęście innym ludziom. Każdy ma prawo do tego, by poczuć się na tym świecie szczęśliwym, kochamy i potrzebnym dla drugiej osoby.
 

***

Łukasz dojechał do Łodzi późnym wieczorem. Od Michała wiedział, w którym szpitalu jest Ola i Mariusz. Nie chciał dzwonić wcześniej do Wlazłego i mówić, że do niego jedzie. Do końca nie wiedział jaka może być reakcja bruneta na to, że przyjechał. Kiedy wszedł na oddział zobaczył go siedzącego na krzesełkach. Ledwo trzymał się prosto, był zmęczony, nieogolona twarz, podkrążone oczy dawały sygnał, że miał za sobą ciężkie przeżycia.
-Jak ona się czuje?- zapytał stojąc tuż obok niego.
-Kadziu?! Co ty tu robisz?- Mariusza zaskoczyło to, że Kadziewicz stał przed, nim.- Z Olą, nie wiem, chyba dobrze. Nie wpuszczają mnie do niej.
-Jak to cię nie wpuszczają?!
-Iwona się nie zgadza. Powiedziała, że jestem mordercą, a ja przecież nic nie zrobiłem. Ja na prawdę nie wiem czemu ona chciała się zabić. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zrobię dla niej wszystko, niech tylko się obudzi. Już nigdy jej nie opuszczę- kolejny raz łzy pociekły mu po policzkach, po czym schował twarz w dłoniach. Łukasz usiadł obok niego i objął go w przyjacielskim geście. Nic więcej nie powiedział, a jego oczy również zalśniły od łez.
 
Kiedy Szampon doszedł do siebie opowiedział mu wszystko. Począwszy od pogodzenia się z Olką, pozbycia Kamili, znalezienia Oli i rozmowy z Piechockim. Łukasz wiedział, że Mariusz przesadził w rozmowie z prezesem, ale w takich sytuacjach człowiek nie myśli racjonalnie. Z drugiej strony Konrad powinien go zrozumieć, a nie tak stawiać sprawę. Liczył, że gdy ochłonie sam się do Mariusza odezwie. Kadziu, gdy się zastanowił nad tym jak postąpił Wlazły sam stwierdził, że zrobił, by dokładnie to samo. Przecież to miłość była najważniejsza, nie pieniądze czy sława, sam się o tym niedawno przekonał.
Iwona wyszła z Sali, gdzie leżała Ola, nie powiedziała ani słowa do nich, spojrzała tylko na Wlazłego z pretensjami. Kiedy znikła za rogiem Łukasz trącił Mariusza.
-Idź do niej- wskazał na drzwi.
-Ale Iwona…?
-Zajmę ją czymś, idź- Szampon wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Kadziu ruszył za Iwoną, miał nadzieję, że uda mu się ją zatrzymać dłużej niż pięć minut.
Ola leżała już na zwykłej Sali, ale ciągle przypięta do niezliczonej ilości kabelków. Mariusz pochylił się nad nią i ucałował w czoło, po czym przykucnął obok łóżka, gładząc ją po policzku.
-Słonce, kiedy się obudzisz? Zrobisz to, wierzę w Ciebie- wziął ją za rękę i delikatnie ściskał jej palce. –Wiesz, że Cię kocham, to, że tak późno to sobie uświadomiłem to tylko i wyłącznie moja wina. Będę cie kochał już zawsze. Nawet Kadziu do Ciebie przyjechał. Chyba nie zrobisz mu tej przykrości i się nie obudzisz, musisz z, nim porozmawiać. Będziemy mogli razem się powygłupiać, pamiętasz? Niedługo przyjedzie Misiek z dziewczynami, tak bardzo chciałaś je poznać, tak bałaś się czy są odpowiednie dla naszych przyjaciół. A ja tak bardzo chciał bym cie przedstawić, im jako moją dziewczynę, a kiedyś może jakoś kogoś więcej- zamknął oczy i wyobraził ich sobie na ślubnym kobiercu, tak jak w swoim śnie, teraz przed ołtarzem stała Ola, a nie Kamila. Poczuł delikatny ruch w swojej dłoni, a może tylko mu się zdawało, już nic więcej nie czuł. Po chwili to się powtórzyło, znowu palce dziewczyny lekko poruszyły się w jego dłoni, a powieki miedzianowłosej powoli zaczynały się unosić.
-Mariusz?- usłyszał cichutki szept z ust dziewczyny, szept tak słodki , jak śpiew słowika, jak śpiew tysięcy ptaków o brzasku poranka.
-Jestem przy tobie- ścisnął mocniej jej rękę i uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu godzin.. –Już wszystko dobrze.

***

Stało się to o czym marzyłam, zastałam niebo na ziemi. Niebo przy tobie. To, gdzie byłam nie było dla mnie ważne. Według mnie znajdowałam się na pięknej zielonej łące w otoczeniu tysięcy polnych kwiatów, wśród ciepłych promieni słońca. To, że tak widziałam świat wokół mnie było tylko i wyłącznie Twoją zasługą. Stój i nic nie mówi, patrz na mnie, nie niszczmy tej chwili. Boję się, że znikniesz, gdy usłyszę twój głos, że to wszystko okaże się tylko kolejnym, pięknym snem.
 

***

Dedykacja dla Was wszystkich. Zasłużyłyście sobie, gdyby nie Wy z pewnością już, by mnie tutaj nie było. Dajecie mi siłę do pisania kolejnych rozdziałów, to dzięki komentarzom i rozmową z Wami wiem, że to co robię sprawia przyjemność nie tylko mi, ale przede wszystkim Wam.

ps. Moja rodzina się powiększa, może tylko ta internetowa, ale to i tak dla mnie bardzo miłe i ważne. Tak to o Tobie mowa moja siostrzyczko Bezimienna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz