Mariusz niczego nieświadomy wchodził właśnie po
schodach do mieszkania Rafała w ręku trzymał bukiet 21 czerwonych róż.
Zastanawiał się w kwiaciarni czy to nie zbyt tandetne, ale w końcu stwierdził
że chce pokazać Oli jak mu na niej zależy i że jest dla niego ważna. Wiadomo
jeden bukiet niewiele zdziała, ale od czegoś trzeba zacząć. Chciał wreszcie
okazać jej swoje uczucia zasługiwała na to. Miał jej też do zakomunikowania
radosną nowinę. Pozbył się Kamili dla pewności wsadził ją do pociągu na trasie
Łódź- Warszawa i miał nadzieje że już nigdy nie pojawi się na ich drodze. Stał
pod drzwiami mieszkania i nacisnął dzwonek. Nic się nie wydarzyło. Spróbował
jeszcze raz, po czym spojrzał na zegarek była 18.
-Gdzie ona jest?- pomyślał i zadzwonił jeszcze raz.
Dalej nic. Wyciągnął telefon, wybrał numer Oli jednak po chwili automat
odpowiedział mu beznamiętnym głosem ”Abonent poza zasięgiem, proszę zadzwonić
później”.
-Co się dzieje? Czy zrobiłem coś nie tak?- zastanawiał
się kolejny raz naciskając dzwonek. Nawet nacisnął klamkę, ale drzwi okazały
się zamknięte. Usiadł zrezygnowany na schodach. Sam nie wiedząc co o tym
wszystkim myśleć. Zaczął bać się że Ola uciekła, przestraszyła się tego co
miedzy nimi się wczoraj wydarzyło. Wstał z miejsca i wybiegł na podwórko. Po
krótkiej chwili udało mu się ustalić które okna są od mieszkania Sieradzkiego.
Jego zdziwienie było ogromne, kiedy zobaczył że w pokoju pali się światło. Wbiegł
spowrotem do klatki i zaczął walić w drzwi.
-Ola wiem że tam jesteś! Widziałem pali się światło!
Proszę Cię otwórz!- podniósł głos, ale starał się nie krzyczeć, żeby dziewczyna
nie odebrała tego jako ataku. Niestety nie wiedział o tym że nawet gdyby postawił
cały blok na nogi ona by go nie usłyszała.
-Ola proszę Cię! Co zrobiłem źle że nie chcesz mi
otworzyć?! Porozmawiajmy!- czołem oparł się o drzwi i ciągle do nich
przemawiał, tak jakby drzwi były z tafli szkła, a po drugiej stronie w takiej
samej pozycji stała ukochana osoba.
-To co się wydarzyło wczoraj miedzy nami było
prawdziwe! Nie zauważyłaś kartki, którą dla Ciebie zostawiłem! Napisałem że Cię
kocham!
-Mógł by się pan uspokoić?- usłyszał głos za swoimi
plecami i zobaczył ok. 50 letnią kobietę. Prawie się na nią rzucił z desperacją
w oczach i pytaniem na ustach.
-Przepraszam nie widziała Pani tutaj dziś takiej
rudowłosej dziewczyny w moim wieku?- kobieta spojrzała na niego niechętnie.
-Nie, nie widziałam. Z tego co mi wiadomo to tu
mieszka jakiś chłopak.
-Tak, ale moja koleżanka zatrzymała się u niego na
kilka dni. Na pewno pani nie widziała?
-Przecież mówię że nie widziałam jej. Nie obchodzi
mnie to co robią inni byle by był spokój. Dlatego niech się pan uspokoi albo
wezwę straż miejską za zakłócanie porządku- odwróciła się od niego i zamknęła
za sobą drzwi na przeciwko.
-Wredny babsztyl!- wysyczał Wlazły i usiadł na
wycieraczce. Kompletnie nie wiedział co dalej robić, gdzie iść? Czy tutaj
czekać, czy nie? Nagle go olśniło wyciągnął telefon i zadzwonił do Rafała.
-Cześć z tej strony Mariusz. Gdzie jesteś? Nie dał byś
rady przyjechać do siebie do mieszkania?- walnął prosto z mostu, ale po chwili
zorientował się że Rafał mało co z tego zrozumiał. Pokrótce wytłumaczył mu że
wczoraj pogodzili się z Olką, ale ona teraz z jakiś podwodów nie chce mu
otworzyć.
-Tak pali się światło- odpowiedział na zadane mu
pytanie.
-…
-Nie, nie słyszałem żadnych odgłosów. Słuchaj ja się
boje że ona siedzi tam i płacze.
-…
-Dzięki to czekam- usłyszał że Sieradzki zjawi się najpóźniej
za 15 minut.
***
Ona tylko chciała by on
był szczęśliwy.. Zrobiła dla niego wszystko.. Nawet próbowała się zabić, bo
wiedziała, że wtedy on zrozumie... zrozumie, że chciała dobrze. Nie pomyślała
że dla niego szczęście oznacza to by była przy jego boku zawsze i wszędzie do końca świata.
***
Kiedy Rafał przyszedł
Mariusz siedział dalej w tym samym miejscu, a obok niego leżał zapomniany już
bukiet róż.
-Jestem, zaraz zobaczymy co
się dzieje. Może ona zapomniała zgasić światło i gdzieś wyszła?
-Nie wiem, otwieraj bo ja
nie wytrzymam dłużej- Wlazły trząsł się cały z nerwów.
Kiedy otworzyli drzwi ich
oczom ukazał się widok rozsypanych siatek z zakupami. Obaj dobrze już wiedzieli
że coś jest nie porządku. Pierwszy w pokoju pojawił się Szampon, zobaczył Olę
leżąca na kanapie. Wyglądała jakby spała, ale zaraz jego wzrok powędrował na
stolik gdzie leżało rozsypanych kilkanaście tabletek i butelka na wpół opróżnionego
wina. Mariusz podbiegł do niej łapiąc ją w ramiona, a ona była niczym szmaciana
lalka. Ręce bezwładnie opadały po bokach jej ciała, głowa spoczywała na jej
ramieniu pod dziwnym kątem.
-Ola Boże, Ola obudź się!
Ola coś ty zrobiła?! -zawodził, a jego oczy wypełniły się łzami.
-Dzwoń na pogotowie!!-
ryknął tak że Rafał do którego dopiero dotarło to co się stało, otrząsnął się
oszołomiony. Wykonał jednak polecenie Wlazłego.
-Chciałbym zgłosić wypadek.
Chyba próba samobójcza.
-…
-Nie wiem- Mariusz patrzył na
niego i miał ochotę go zabić. On sobie ucina pogawędki, a ona tu, ona tu
umiera. Nie, nie może dopuścić do siebie takiej myśli. Podbiegł do niego i
wyrwał mu komórkę.
-Nie rozumiecie do cholery
że ona tutaj może umrzeć!!- wydarł się do słuchawki.
-…
-Jak mam być spokojny?!
-złość z niego kipiała.
-…
-Sprawdź czy oddycha?-
zwrócił się do Rafał, a w myślach błagał Boga żeby tak było.
-Oddycha, płytko, ale
oddycha- stwierdził Sieradzki.
-…
-Kochanowskiego 20/3, błagam
pośpieszcie się!- rozłączył się i oddał komórkę brunetowi. Sam podbiegł do
leżącej prawie bez życia ukochanej i wziął ją w objęcia. Wyglądało to jakby
tulił ją do snu, lekko kłosząc się na boki. Co chwila sprawdzał jej puls. Po 10
minutach był gotowy zawieźć ją do szpitala gdy karetki ciągle nie było. Rafał
nie potrafił sobie znaleźć miejsca, zaczął się obwiniać że to jego wina. Gdyby
nie wyjechał, gdyby nie miał tych problemów ze snem, ona by nie zażyła tych
tabletek. Jego wzrok przykuła kartka leżąca na stoliku, wziął ją i przeczytał.
Z każdym kolejnym słowem docierało do niego że to musi być jakaś pierdolona
pomyłka, jakiś pieprzony zbieg okoliczności. Spojrzał na Wlazłego który trzymał
ją w objęciach nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół niego. Rafał
schował kartkę do kieszeni, nie czas teraz na nią. Karetka zjawiła się chwilę
później. Mariuszowi wydawało się że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie,
bardzo wolno zbyt wolno. A przecież tutaj liczyła się każda minuta. Lekarz
przeczytał nazwę leku z opakowania i jego mina mówiła wszystko: „Jest źle jest
bardzo źle”. Olę szybko przenieśli na nosze i przetransportowali do karetki.
Nie pozwolili Wlazłem z nimi jechać. Zostawili go na środku podwórka patrzącego
na oddalający się z chwili na chwilę migający kogut.
-Chodź jedziemy- usłyszał Rafała.
Obaj wsiedli do samochodu Wlazłego. Sieradzki prowadził, Mariusz nie był w
stanie za bardzo był roztrzęsiony.
***
Życie to bajka, która kończy się dobrze. Kończy się
śmiercią... I w życiu jak w bajce, na drodze głównych bohaterów pojawiali się źli
ludzie, którzy wszystko zniszczyli. Lecz bajka zawsze kończy się dobrze. Tak
jak życie...
***
Stał na dole w recepcji i
próbował dowiedzieć się jakichkolwiek informacji.
-Czy pani nie rozumie co ja
do pani mówię?! Gdzie ona jest?!- uderzył w blat biurka.
-Proszę się uspokoić inaczej
wezwę ochronę- starsza pielęgniarka potraktowała go tak bezuczuciowo że miał
ochotę jej przywalić.
-Mariusz usiądź tutaj, ja
się spróbuje czegoś dowiedzieć- Rafał posadził go na krześle, a sam zwrócił się
do kobiety w białym uniformie. Wlazły oczywiście nie usiedział na miejscu ani
minuty, nerwowo chodził tam i spowrotem.
-3 piętro!- krzyknął Rafał,
a Szampon puścił się biegiem w kierunku wind.
-Tam nie wolno wchodzić!-
zawołała za nimi, ale oboje stali już w drzwiach windy.
Kiedy znaleźli się na
korytarzu nie wiedzieli gdzie teraz iść i co dalej. Nagle za drzwi wyszła
kolejna pielęgniarka
-Przepraszam co z nią?-
Mariusz chwycił ją za rękę nie patrząc na to czy sprawi ból tej kobiecie czy
nie.
-Z tą samobójczynią?-
spytała niewzruszona tak jak jej koleżanka kilka pięter niżej.- Czy wszystkie
muszą być tu takie obojętne? -przeleciało mu to pytanie przez głowę.
-Tak, co z nią?
-W tej chwili ma płukanie
żołądka, później wszystko się wyjaśni- stwierdziła oschło i odeszła korytarzem.
Wlazły gdyby mógł rozniósł
by to pomieszczenie w drobny mak. Chodził od jednej ściany od drugiej. Nie
wiedział co ze sobą zrobić, w końcu się rozpłakał jak małe bezsilne dziecko.
Rafał patrzył na jego reakcję i również w jego oczach zebrały się łzy. Widział
że on ją kocha i to bardzo mocno. Sam też był związany z Olką, ale to co
łączyło Mariusza i rudowłosą nie dało się z niczym porównać. Po kilkunastu
minutach siedzieli załamani ramie w ramie czekając na jakiś wiadomości.
***
Czym jest strach? Udręką, cierpieniem, bólem w klatce piersiowej, skurczem
żołądka, a może czarnym myślami? Mawiają że strach ma wielkie oczy. Otoczeni
sielskością i urokami codziennego życia karmimy się złudzeniami że nas to nie
dotyczy. Jednak do czasu gdy przerażenie otwiera na źrenice. Gdy ktoś kogo
kochamy odchodzi…Gdy coś w co wierzymy upada…Wtedy poznajemy smak strachu.
***
Godzinę później…
Drzwi wreszcie się otworzyły
i wyszedł z nich lekarz. Spojrzał na dwójkę załamanych mężczyzn i domyślił się
że chodzi o pacjentkę którą się zajmuje. Ile już razy widział ten wyraz twarzy.
Wyraz niedowierzania, szoku, niesprawiedliwości, strachu że to co najgorsze
nadejdzie.
-Czy panowie są z rodziny?
-Tak! Nie!- powiedzieli
równocześnie.
-Zapraszam pana który jest
związany z pacjentką do mojego gabinetu, musimy porozmawiać- poinformował.
-Proszę mówić tutaj-
zadecydował Wlazły.
-A więc dobrze- lekarz
usiadł obok nich.- Stan pacjentki jest bardzo ciężki. Niewiele mogliśmy zrobić.
Płukanie żołądka powiodło się, ale nie wiemy jakie szkody zostały poczynione w
jej organizmie. Wszystkiego dowiemy się po badaniach toksykologicznych i
tomografii. Niestety wszystko spotęgował fakt że pacjentka spożyła również
alkohol. Na razie jest w śpiączce.
-Kiedy się obudzi?- zapytał
Mariusz.
-Tego nie wiemy. W takich
przypadkach zazwyczaj decydujące jest 48 godzin- lekarz nie chciał przekazywać
informacji że całkiem możliwe iż w ogóle się nie obudzi. Jej serce było tak
osłabione że w każdej chwili mogło przestać bić. Wszystko zależało od tego czy
jej organizm jest wystarczająco silny by walczyć.
-A co potem- Szampon chciał
wiedzieć wszystko, musiał wiedzieć wszystko.
-Na razie nie jestem w
stanie podać panu takiej informacji. Nie wiemy jak bardzo będą uszkodzone
organy wewnętrzne, czy będą sprawnie pracować. Musimy poczekać.
-Mogę ja zobaczyć?
-Tak, zaraz zostanie
przeniesiona na OIOM. Jak już tam będzie któraś z pielęgniarek da panu znać.
Musi pan jeszcze wypełnić kartę pacjentki: dane osobowe, nr PESEL, wiem że to
nie jest odpowiednia chwila, ale takie są formalności.
***
Zawsze bałem się śmierci, ale nie swoje. To nie
ważne gdy ja będę odchodził. Bałem się śmierci bliskiej mi osoby że będę musiał
na to patrzeć, znieść ten smutek który będzie z sekundy na sekundę wypełnia
każdą cząstkę mojego ciała. Nie jestem na tyle silny by patrzeć jak odchodzisz
ode mnie na zawsze, dlatego proszę cię żyj.
***
Mariusz musiał wypełnić
mnóstwo papierów, jak mu się wydawało bezużytecznych papierów. Jakie Ola
przechodziła choroby, jakie brała leki, czy miał kiedykolwiek operację? W
pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie wie wszystkiego i musi jak
najszybciej zawiadomić kogoś z jej rodziny. Do jej rodziców nie chciał dzwonić.
Tata Oli przeszedł niedawno poważny zawał serca. Zadzwonił więc do Iwony.
-Iwona tu Wlazły- nie
wiedział jak ma to jej przekazać, jak ma powiedzieć że jej siostra próbowała
się zabić.
-…
-Przepraszam że dzwonie tak
późno, ale Ola…-urwał, te słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
-…
-Ola jest w szpitalu.
Połknęła za dużo tabletek, robili jej płukanie żołądka- wyrzucił z siebie.
-…
-Jest w śpiączce- usłyszał
jak po drugiej stronie rozległa się trzask, po czym sygnał się urwał.
Podejrzewał że telefon wypadł Iwonie z ręki. Nie miał jednak czasu się nad tym
zastanawiać, ponieważ pielęgniarka przywoływała go gestem do siebie.
-Idź- powiedział Rafał który
ciągle tutaj z nim był.
Poszedł w tamtym kierunku, a
za szklaną szybą ją zobaczył. Podłączoną do kilkudziesięciu kabelków, z boku
pikał monitor który pokazywał jak bije jej serce.
-Mogę wejść?- spytał.
-Proszę, ale niech pan nie
siedzi za długo- uśmiechnęła się do niego i odsunęła drzwi.
Podszedł do łóżka bardzo
powoli, łzy ściekały po jego policzkach, nie wytrzymał tego napięcia, bólu jaki
rozrywał jego serce. Widok który miał przed oczami był najgorszym widokiem w
jego życiu, zarazem przynosił ogromną ulgę ponieważ Ola żyła. Wydawała mu się
na tym łóżku szpitalnym taka maleńka, ginąca w tej białej pościeli. Jej skóra
była tak blada jak ściany w pomieszczeniu, prawie przeźroczysta. Ale oddychała,
widział ten delikatny ruch klatki piersiowej, słyszał pikający w tle monitor.
Ujął jej rękę, była chłodna niemal lodowata, zaczął rozgrzewać jej palce.
Przyłożył swój policzek do jej dłoni, zamykając przy tym oczy.
-Kocham Cię, nie odchodź ode
mnie. Życie bez Ciebie to nie życie. Nie dał bym sobie rady. Gdzie ty tam też
ja. Przepraszam że tak późno to zrozumiałem. Proszę Cię obiecaj mi, obiecaj że
przeżyjesz. Dla mnie, dla siebie, dla NAS- powtarzał w kółko, a miejsce w
którym spoczęła jego głowa było już przemoczone od słonych łez.
-Ja Mariusz biorę sobie Ciebie Aleksandrę za żonę i ślubuje Ci miłość ,wierność
i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
- Ja Aleksandra biorę sobie Ciebie Mariusza za męża i ślubuje Ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci- trzymali
się za ręce, jej twarz skrywał biały welon, biała suknia opływała jej ciało,
kościół pełen gości.
-Ogłaszam Was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą- usłyszał od
księdza, gdy podniósł welon zobaczył jednak Kamile, a z jej krzywo ułożonych ust
wydobywał się przeraźliwy przeciągły pisk.
Obudził się, a pisk nie
ustępował, dochodził z monitora na którym pojawiła się jedna ciągła linia.
***
Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł.
Czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma.
Odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś,
jutro późno może być, bo życie to krótki film.
Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł.
Czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma.
Odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś,
jutro późno może być, bo życie to krótki film.
(Pin- 2 kwietnia.)
***
Buuu i tyle w temacie.
To nie tak miało być. Przepraszam
tych którzy czekali na ten rozdział i tak się zawiedli. Miał być on dłuższy
miał się skończyć w całkiem innym momencie. Niestety pewna osoba mnie tak
wpieniła, że nie jestem wstanie napisać teraz nic więcej. Do tego jeszcze inne
czynniki przyczyniły się że było takie opóźnienie z tym rozdziałem.
Nie jestem zadowolona.
Może jeszcze nie wszyscy wiedzą ale
na dobre ruszyłam z nowym opowiadaniem Niepoukładane
marzenia. Pojawił się już prolog i pierwszy rozdział tak więc kto chętny zapraszam.
PS. Zyskałam siostrę, może tylko w
świecie internetowym ale i tak jest wyjątkowa.
Indovinello siostrzyczko ściskam Cię z
całych sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz